W już ponad siedemdziesięcioletniej historii F1 przewinęli się kierowcy aż 38 różnych narodowości. Niektórzy stanowili kroplę w morzu rodaków w królowej motorsportu, lecz wśród nich byli i tacy, którzy samym pochodzeniem wryli się w pamięć kibiców na długie lata. Do tego drugiego grona zdecydowanie należy Birabongse Bhanudej, szerzej znany jako książę Bira, czyli członek rodziny królewskiej Tajlandii. 

Spłycanie księcia Biry do roli człowieka, który w latach pięćdziesiątych jeździł „trumnami”, najzwyczajniej nie przystoi. To tak, jakby Diego Maradonę nazwać zwykłym narkomanem, a Roberto Saviano konfidentem. Taj był człowiekiem wielu talentów, który przede wszystkim żył pełnią życia i robił to, do czego od zawsze go ciągnęło. 

Książe Tajlandii i kierowca Formuły 1

Królewskie konotacje i przyspieszona szkoła życia

Birabongse Bhanudej przyszedł na świat jako dwunasty z aż szesnastu potomków księcia Bhanurangsiego Savangwongse, gdy jego ojciec miał na karku aż 55 lat. Wydawałoby się, że już sam ten fakt czynił go bardzo dalekim od zostania królem. Nic bardziej mylnego, bo sam Savangwongse był synem Ramy IV, który był 43. dzieckiem (!) Ramy II. Cóż, już samo pochodzenie księcia Biry i jego konotacje są bardzo pogmatwane, jednak nie mniej niż jego życiorys. 

Już jako czterolatek Bira stracił swoją mamę, a w wieku 13 lat został odesłany do Wielkiej Brytanii, żeby zdobyć odpowiednie dla członka rodziny królewskiej wykształcenie. Kilka miesięcy po jego wyjeździe do Anglii zmarł jego ojciec i nie mając nawet 14 lat na karku, młody książę został sierotą. Jak widać, już najmłodsze lata były bardzo trudne dla przyszłego kierowcy Formuły 1, który szybko musiał nauczyć się żyć bez pomocy rodziców. 

Książe Tajlandii i kierowca Formuły 1

Na szczęście Birabongse i jego dwóch braci pod opiekę wziął ich sześć lat starszy kuzyn, który podobnie jak Bira mieszkał w Eton, miasteczku położonym w regionie Londynu, zaledwie kilkanaście mil od jego centrum. To tam znajduje się Eton College, jedna z najstarszych i najbardziej prestiżowych męskich szkół na terenie Wielkiej Brytanii, do której uczęszczał Bhanudej. 

W 1933 roku, gdy Taj został ukończył 18. rok życia, podjął decyzję, o której wówczas myślał jak o tej najważniejszej w życiu. Młodzian przeprowadził się do Londynu, gdzie dalej się rozwijał i planował zostać rzeźbiarzem. Zatrudnił się jako pomocnik jednego ze znajomych jego kuzyna, z którym mieszkał w Eton, a sam zapisał się do szkoły plastycznej. Sprawnie się rozwijał i z czasem pokazywał się z coraz lepszej strony. 

Czas szybko pokazał, jak bardzo się mylił. Birabongse coraz bardziej ciągnęło do motorsportu i rok później porzucił szkołę oraz pracę na rzecz wyścigów. Wraz z kuzynem założyli zespół White Mouse Racing. Następnie zakupili słynny w Wielkiej Brytanii wóz Riley Nine, którym przez kolejne lata jeździł Bhanudej. Dodatkowo, konstrukcja była o tyle charakterystyczna, że obaj panowie pomalowali ją w barwy Tajlandii. 

Książe Tajlandii i kierowca Formuły 1

Założenie zespołu okazało się genialnym posunięciem. Bhanudej z Chulą szybko zbudowali markę na rynku brytyjskim i do ich kolekcji trafiało coraz więcej pojazdów. Sam Birabongse regularnymi podiami pokazywał, że należał do czołówki na Wyspach. W 1936 roku zdobył nawet Puchar Księcia Rainiera, wygrywając wyścig na ulicach Monte Carlo. Niestety kolejne międzynarodowe wyjazdy okazywały się pasmem porażek. Bira nie potrafił formy prezentowanej w UK przełożyć na wyścigi europejskie. 

O księciu, który uczył, jak się lata

Marzenia o zdobywaniu wyścigowych szczytów i kolejnych triumfów przerwała II wojna światowa. Książę Bira został zmuszony do znalezienia nowego sposobu na zarobek i spędzanie czasu. Oprócz motorsportu uwielbiał także samoloty i latanie. W taki oto sposób został głównym instruktorem w stacji lotniczej St Merryn Royal, która specjalizowała się w szkoleniu pilotów szybowców. 

Zresztą Bira był świetny nie tylko w teorii. Kilka lat po zakończeniu wojny, dokładniej w 1952 roku, samodzielnie przeleciał trasę Londyn-Bangkok samolotem Miles Gemini, dwusilnikowcem zaprojektowanym przez Miles Aircraft. Pilot, rzeźbiarz, jeden z najlepszych kierowców w Wielkiej Brytanii... trzeba przyznać, że lista talentów księcia jest imponująca - za co się nie zabierał, potrafił zamienić to w złoto.

Książe Tajlandii i kierowca Formuły 1

A był to dopiero początek jego rozwoju, bowiem jego najlepszymi latami były te powojenne. 

Azjatycki pionier królowej motorsportu

Birabongse po zakończeniu wojny wrócił do ścigania i już w 1950 roku udało mu się wejść do świeżo utworzonej Formuły 1, biorąc udział w jej 1. wyścigu. Taja przyjął zespół Enrico Plate, któremu on jeszcze w debiutanckim sezonie odpłacał się dobrą jazdą. Ostatecznie wskutek licznych awarii w jego Maserati 4CLT Bira ukończył tylko dwa z siedmiu wyścigów w sezonie 1950, natomiast w obu udało mu się dojechać na kolejno 5. i 4. pozycji, dzięki czemu zakończył kampanię na wysokim, 8. miejscu w klasyfikacji generalnej. 

Książe Tajlandii i kierowca Formuły 1

Kolejne sezony nie były już jednak tak owocne, przynajmniej w królowej motorsportu. Bira przez trzy lata cztery razy zmieniał zespół, aż w końcu w 1954 roku wykupił konstrukcję Maserati 250F, w której zakończył swoją przygodę z F1. W międzyczasie spisywał się jednak dobrze w różnych eventach. Wygrał między innymi Goodwood Richmond Trophy, wyścig F1 niezaliczany oficjalnie do mistrzostw, liczący 11 okrążeń po nitce Goodwood. Pokonał tam takich kierowców jak Sir Stirling Moss czy Reg Parnell.  

Pomimo braku większych sukcesów, a nawet podium w Formule 1, na długo zapisał się na kartach historii. Przez ponad 50 lat był jedynym kierowcą z Azji Południowo-Wschodniej, który dostał się do najbardziej prestiżowej serii wyścigowej na świecie. Kolejnym, który dostąpił tego zaszczytu, był dopiero Alex Yoong, Malezyjczyk, którego przygoda w F1 bardziej przypominała próby pokonania rywala w kulach przez Mariusza Pudzianowskiego aniżeli znokautowanie Marcina Najmana. 

Książe Tajlandii i kierowca Formuły 1

Alexander Albon, który jako dopiero drugi zawodnik w historii wszedł do Formuły 1 pod flagą Tajlandii, wielokrotnie przyznawał, że historia Biry była dla niego inspiracją, którą chce kontynuować. Kierowca akademii Red Bulla w kasku przygotowanym na tysięczny wyścig serii, GP Chin 2019, dodał zdjęcie Birabongse w celu uczczenia jego pamięci i pokazania, jak ważnym był dla niego sportowcem. 

Rzeźbiarz, pilot, kierowca i... olimpijczyk!

Po kilkuletniej przygodzie z F1 Bira przeszedł na motorsportową emeryturę, jednak samego sportu wciąż mu było mało. Zaledwie dwa lata później, w 1956 roku, wziął udział w Igrzyskach Olimpijskich w Melbourne w żeglarstwie w drugiej najwyższej klasie. Do identycznej kategorii przystąpił na kolejnych igrzyskach w 1960 roku, a w 1964 zmienił kategorię na Dragon. Spróbował swych sił jeszcze raz, w 1972 roku, ale w żadnym z tych czterech przypadków nie można było mówić o sukcesie w postaci medalu. Po ostatnich zrezygnował z zawodowego uprawiania sportu i zajął się rodziną w Londynie. 

Książe Tajlandii i kierowca Formuły 1

Jego śmierć była bardzo tajemnicza - 71-letni książę stracił przytomność na stacji Barons Court w Londynie, umierając na miejscu. Jak się później okazało, przyczyną zgonu był atak serca. Ale co było w tym takiego tajemniczego? Policjanci nie byli w stanie przez dłuższy czas ustalić tożsamości mężczyzny. Pomogła w tym dopiero znaleziona przy ciele karteczka z napisem w alfabecie, którego policjanci również nie mogli zweryfikować. Pomogli dopiero specjaliści, którzy rozszyfrowali treść wiadomości napisanej w języku tajskim. 

Tylko dlaczego tak właściwie Bira zajmował się tyloma rzeczami? No właśnie, kierował się przede wszystkim robieniem w życiu tego, co chce. Nie bał się realizować marzeń. Zawsze brał egzystencję garściami i nie stronił od nieoczywistych czy ryzykownych wyborów. Pokazał, że można realizować się w wielu dziedzinach i trzeba podążać za tym, co mówi rozum i serce, zamiast być tym, kim miał się stać według oczekiwań innych.