Nie jest tajemnicą, że na różnych etapach kariery w Formule 1 Adrian Newey bardzo często był kuszony przez inne zespoły, by zasilić ich szeregi. Jak zdradza inżynier w książce „Jak zbudować samochód”, w 2014 roku odrzucił lukratywną ofertę Ferrari, które kusiło go nie tylko „absurdalnie wysokim wynagrodzeniem”, ale też „stylem życia godnym gwiazdy filmowej”. O pozostaniu w Red Bullu zdecydowały względy rodzinne i przywiązanie do wartości wyznawanych przez ówczesnych współpracowników.
Zamów „Jak zbudować samochód” w przedsprzedaży TUTAJ.
Oferta przedsprzedaży:
- dostajesz jako pierwszy, czytasz jeszcze przed premierą!
- atrakcyjne pakiety z kubkiem inspirowanym książką lub innymi gadżetami i publikacjami o F1,
- z kodem 3ZA2WYPRZ przy zakupie trzech produktów najtańszy otrzymasz gratis!
Fragment książki:
Wiosną 2014 roku musieliśmy pilnie podjąć bardzo ważną decyzję. W kwestii silnika Red Bull znalazł się w ślepej uliczce. Renault nie skonstruowało szczególnie dobrej jednostki hybrydowej. Jasne, wszyscy popełniamy błędy, najważniejsze jest jednak, by się do nich przyznać i opracować plan wyjścia z trudnej sytuacji.
Christian, Helmut i ja pojechaliśmy z wizytą do Carlosa Ghosna, prezesa grupy Renault. Jakoś nie udało mu się nas zapewnić, że ktoś tam naprawdę chce gonić naszych rywali, więc do domu wracaliśmy raczej przygnębieni.
Wcześniej kilkukrotnie puszczał do nas oko Mercedes, ale ostatecznie nie zamierzali dostarczać nam silnika, żeby nie ryzykować, że pokona ich Red Bull z ich własną jednostką napędową. Z Ferrari było dokładnie to samo.
Rozmawialiśmy o zbudowaniu własnego silnika, ale wymagało to kolosalnych pieniędzy, zdecydowanie za dużych nawet jak na możliwości Dietricha.
Wiosna 2014 roku była dla nas zatem trudnym okresem, na końcu tunelu za nic nie chciało pojawić się światełko. Zaczynałem się zastanawiać nad dalszymi krokami w mojej karierze, gdy skontaktował się ze mną nie kto inny jak Niki Lauda z Mercedesa. Zaczęły się rozmowy o moim potencjalnym przejściu do Mercedesa, w związku z czym Niki kilkukrotnie pojawił się u mnie w domu. Przyznaję, kusiło mnie, ale nie aż tak. Przejść do Mercedesa, do zespołu, który niemal na pewno miał zostać mistrzem świata w sezonie 2014, i de facto zastąpić w nim Rossa Brawna? Nie wydało mi się to właściwe, czułbym się jak łowca trofeów. Podziękowałem Nikiemu i odprawiłem go z kwitkiem.
Skontaktowali się ze mną również przedstawiciele jednego z zespołów LMP1. Co do zasady taki projekt mnie interesuje, chciałbym kiedyś popracować w ekipie, której celem jest zwycięstwo w Le Mans. Tamten konkretny zespół ma jednak siedzibę w Niemczech, a to już dla mnie mniej interesująca perspektywa. Następnie kontaktowali się ze mną ludzie z Ferrari. Już wcześniej się do mnie zalecali, tym razem jednak proponowali konkrety. Pojechałem na spotkanie z Lucą Montezemolo, ówczesnym prezesem Ferrari, do jego wiejskiej posiadłości w Toskanii. Rozmawialiśmy na poważnie, a złożona przez nich oferta była niesamowita. Luca chciał mi powierzyć całość działu operacyjnego Ferrari, czyli dział sportowy i dział samochodów drogowych. Proponował styl życia godny gwiazdy filmowej i absurdalnie wysokie wynagrodzenie – ponad dwukrotność tego, co zarabiałem w Red Bullu, a przecież to już było dużo.
Miałem do podjęcia bardzo trudną decyzję, nie przespałem z tego powodu wielu nocy, ponieważ rozważałem najróżniejsze elementy składające się na ten wybór, takie jak rodzina, czynniki kulturowe, różnice w podejściu do pracy, szansę na sukces bądź ryzyko porażki, reperkusje jednego i drugiego…
Ostatecznie podziękowałem Luce i nie przyjąłem jego propozycji.
Dlaczego? Dobre pytanie.
Cóż, brałem pod uwagę względy rodzinne, czyli dzieci, a także różne inne kwestie, w tym mój związek z Mandy. To wszystko było nie bez znaczenia podczas podejmowania decyzji. Gdy jednak brałem pod uwagę same względy zawodowe, nieustannie wracała do mnie jedna, prosta myśl: nie chciałem odchodzić z Red Bulla.
Tutaj był mój dom. Zespół, do którego przeszedłem, był przesiąknięty starym klimatem Midlands – tym lekko pesymistycznym podejściem, skłonnością do chowania głowy w piasek – obecnie jednak to uległo zmianie, pojawiły się optymizm i gotowość do ciężkiej pracy. Zaczynaliśmy jako przedmiot padokowych drwin, ekipa świeżaków, ci od napojów gazowanych, którzy ostro imprezują, a zostaliśmy czterokrotnymi mistrzami świata. Co ważne, zrobiliśmy to w starym stylu, zgodnie z prawdziwym duchem motorsportu.
Wracam myślami do początków 2012 roku, gdy nie mogliśmy się dogadać z naszym samochodem, i z dumą wspominam, że się nie poddaliśmy. Pracowaliśmy tak długo, aż rozwiązaliśmy problem. Myślę o tym, jak rozwijamy młodych kierowców, zamiast kupować gwiazdorów F1; jak pomogliśmy rozsławić Milton Keynes; jak ani na moment nie przestaliśmy pracować; jak zawsze wybieraliśmy mniej wydeptane ścieżki, nawet gdy oznaczało to pozornie nierozwiązywalne problemy i wyzwania techniczne; jak nigdy nie poszliśmy na łatwiznę, nie chcieliśmy łatwego życia, nie spoczęliśmy na laurach, nie uznaliśmy, że tyle nam wystarczy. Nieustannie szukaliśmy innowacji.
To nie jest oczywiście wyłącznie moja filozofia, tak samo podchodzi do tego Christian. Ukształtowaliśmy ten zespół wokół naszych wspólnych ideałów. Mam poczucie, że moje osiągnięcia w Red Bullu to sposób na to, by dać coś motorsportowi od siebie, ponieważ ja dostałem od niego bardzo dużo. Wprowadziliśmy do stawki zespół, który był nowy i inny, ale który potrafi osiągać wyniki. Praca w tej ekipie dała mi spełnienie w sporcie, który kochałem od najmłodszych lat – sporcie, który kochałem nie zawsze za to, jaki był, ale za to, jaki mógł być – za pełną synchronizację człowieka z maszyną, idealne połączenie stylu, wydajności i szybkości.
O książce:
Adrian Newey – najlepszy na świecie projektant w Formule 1 i niewątpliwie jeden z najwybitniejszych brytyjskich inżynierów – spisał swoje fascynujące wspomnienia.
Ta wyjątkowa, długo wyczekiwana przez polskich fanów F1 książka opisuje historię jego niezrównanej 35-letniej kariery w Formule 1. Opowiada o samochodach, które Newey zaprojektował, o kierowcach, z którymi współpracował, wreszcie o wyścigach, w których miał swój udział.
Adrian jest prawdziwym geniuszem projektowania, od najmłodszych lat dążył do tego, by jego myśli przybierały konkretną formę i kształty. Pierwsze projekty zaczął kreślić już w wieku 12 lat, a podczas letnich wakacji poszedł na kurs spawania. Opisuje kolejne etapy swej kariery zawodowej, od IndyCar aż po bezprecedensowe sukcesy w Formule 1, a przy okazji w rzetelny, ciekawy i zabawny sposób wyjaśnia, jak tak naprawdę działa samochód.
Projektował maszyny dla takich kierowców jak Mario Andretti, Nigel Mansell, Alain Prost, Damon Hill, David Coulthard, Mika Häkkinen, Mark Webber czy Sebastian Vettel, zawsze stawiając sobie jeden cel: sprawić, by samochód był szybszy. Jego kariera to pasmo niespotykanych sukcesów, ale bywały one przeplatane tragediami – zapewne największą z nich była śmierć Ayrtona Senny, gdy ten był kierowcą Williamsa.
Książka została pięknie zilustrowana niepokazywanymi dotąd grafikami. Historia Adriana pokazuje, dlaczego Formuła 1 jest tak ekscytująca – bo wymaga całkowitego zjednoczenia człowieka z maszyną, poszukiwania doskonałego połączenia stylu, wydajności i szybkości.