Sergio Perez może poczuć się jednym z największych przegranych niedzielnego wyścigu. Meksykanin jechał po pewne podium, ale decyzja strategiczna zespołu pozbawiła go pierwszego w tym sezonie finiszu w TOP 3.
Były kierowca Saubera czy McLarena dzięki wydłużonemu stintowi jechał w okolicach czwartego miejsca, mimo startu z odległego P11. Wydawało się, że Perez szybko wróci w te okolice, jednak dzięki awarii Estebana Ocona i wirtualnej neutralizacji wyjechał tylko za pierwszą trójką i kierowcami, których czekał jeszcze pit stop.
Gdy rywale w końcu zjechali, a na torze pojawił się Safety Car, potrzebny po wypadku Maxa Verstappena, Sergio znalazł się na miejscu, które dawało mu podium.
Jednak Racing Point postanowił ściągnąć doświadczonego kierowcę do boksu, przez co ten spadł na siódme miejsce. Perezowi nie udało się przebić i wyścig zakończył zaledwie szósty.
- Nie wiem, skąd decyzja o pit stopie. Przypuszczam, że ekipa miała wtedy więcej informacji. Z mojej strony to było oczywiste, że wyprzedzanie na tym torze jest piekielnie trudne. Zwłaszcza, że nie mieliśmy na prostej. Spędziliśmy cały pierwszy stint za Kimim i nie mogliśmy go wyprzedzić. Nie zostało wtedy wiele okrążeń do końca.
- Wyprzedzanie było ekstremalnie trudne. Nie rozmawiałem jeszcze z chłopakami, więc możliwe, że mieli jakiś powód. To boli, bo mieliśmy podium w kieszeni. Ciężko to przetrawić, jestem bardzo zawiedziony. Jesteśmy zespołem - razem wygrywamy i razem przegrywamy. Z perspektywy czasu to była jednak zła decyzja.
Perez po wyścigu tłumaczył też, że najbardziej boli go to, że dodatkowe punkty zdobył bezpośredni rywal w walce o miejsce w klasyfikacji generalnej i konstruktorów.
- To był świetny dzień - mimo złej narracji możemy wyciągnąć wiele plusów. Pierwszy stint był świetny. Bardzo dobre decyzje i strategia ze strony zespołu. Udało nam się znaleźć w takiej pozycji, żeby zdobyć podium. Ale dzisiejszy dzień bardzo boli, zwłaszcza w klasyfikacji. Tak naprawdę oddaliśmy Ricciardo te podium.