Każdemu z nas zdarzyło się w życiu kogoś rozczarować. Najtrudniej jest chyba wtedy, kiedy zdamy sobie sprawę z tego, że zawiedliśmy samych siebie. Popełniliśmy błędy, nie byliśmy wystarczająco skupieni albo po prostu mieliśmy gigantycznego pecha. Życie polega chyba właśnie na tym, żeby w takich chwilach próbować jeszcze raz i mówić "ja wam wszystkim jeszcze pokażę." Życie polega na tym, żeby być jak Pierre Gasly.
Klasyfikacja generalna: 10. miejsce
Punkty: 75
Najlepsze wyniki: P1 (GP Włoch)
Kwalifikacje: 13-4 vs Kwiat
Wyścigi: 9-8 vs Kwiat
Nasza ocena: 7.60 (P4)
Underdog nieidealny
Od zawsze kibicowałem underdogom. Wcale nie dlatego, że znałem się na sporcie i widziałem drzemiący w nich potencjał, ale robiłem to na przekór wszystkim wspierającym oczywistych liderów. Wolałem Hakkinena i Montoyę od Schumachera, Force India od McLarena czy KS Unię Solec Kujawski od Lecha Poznań. Z tym ostatnim może trochę przesadziłem. Underdog nie zawsze oznacza tego, który nie jest faworytem bukmacherów. W moim rozumieniu to określenie idealnie pasuje do wybierania alternatywy głównie dlatego, że wszyscy inni stawiają na faworytów. Nie mieliście nigdy tak, że grając sezon w Fifę wybieraliście jakiś zespół ze środka tabeli, który miał dziwne barwy, żeby to nim sięgać po mistrzostwo? Przecież najlepiej kibicuje się tym, którzy odnoszą sukces pomimo przeciwności losu. Takie historie kochamy najbardziej i dlatego też tak chętnie "siadaliśmy jak do telenoweli", kiedy wąsaty skromny mieszkaniec Wisły zwyciężał z potężnymi, przystojnymi i bogatymi Niemcami. Chyba znowu przesadziłem.
Co do tego wszystkiego ma Pierre Gasly? Właśnie to, że Francuz był w sezonie 2020 idealnym zawodnikiem do kibicowania. Pamiętacie "Drive to Survive" z zeszłego roku, brutalne usuwanie literek naklejonych na sprzęcie Red Bulla ułożonych w kształt G-A-S-L-Y. Alex Albon, tajska rewelacja, która na początku wielu z nas wydawała się lepszą wersją Gaslyego i wyśmienitym przykładem kariery od zera do bohatera. Tymczasem w 2019 roku do pewnego momentu stawialiśmy na złego konia. Dopiero po kilku wyścigach okazało się, że to Pierre fenomenalnie radzi sobie po degradacji do Toro Rosso i w szalonym GP Brazylii wskoczył na 2. stopień podium, wygrywając wyścig na 1/2 długości prostej startowej toru Interlagos z wówczas sześciokrotnym mistrzem świata w dużo szybszym bolidzie.
To jeden z dwóch momentów, w których Gasly przestał być idealnym underdogiem i stał się niemal idealnym underdogiem. Za dobrze mu poszło w ostatnich wyścigach 2019, a to zapowiadało udaną rywalizację w tym roku. Drugim momentem, w którym zwątpiłem w moje genialne szufladkowanie i rozkładanie F1 na czynniki pierwsze, była zmiana nazwy zespołu Scuderia Toro Rosso i zaprezentowanie nowych barw. Ich bolidy były zbyt ładne. Co to za frajda kibicować temu, który jeździ jednym z najładniejszych aut w stawce? Trzeba wybierać takiego kierowcę, który pomimo brzydkiego bolidu, bardziej doświadczonego partnera w zespole i braku wsparcia ze strony "organizacji", udowadnia, że ma serce do ścigania. Niestety Pierre, nie spełniłeś dwóch czynników - końcówka zeszłego sezonu była zbyt dobra w Twoim wykonaniu i niestety, ale miałeś zbyt ładny bolid AlphaTauri.
AlphaTauri w idealnym położeniu
Nie dało się chyba mieć doskonalszego położenia w tym roku niż AlphaTauri. Wprowadzasz nową markę odzieżową na rynek, zmieniając nazwę zespołu, masz w składzie doświadczonego, ale kontrowersyjnego Rosjanina i dodatkowo zdegradowanego z Red Bulla Francuza, a do tego na początku sezonu okazuje się, że możesz bezkarnie atakować każdego. Zero oczekiwań, zero potrzeb. Po tym jak Williams, Haas i Alfa Romeo nie były w stanie ani razu zagrozić ekipie z Faenzy w klasyfikacji generalnej konstruktorów, obaj zawodnicy wiedzieli, że nie mają nic do stracenia. Mało tego, okazało się nawet, że Ferrari w tym roku może stać się realnym rywalem do walki na niektórych polach. I proszę - w tym roku to inny włoski zespół wygrał wyścig.
Pierre wiedział, że walczy o wszystko, nie mając nic do stracenia. Na stole był tylko honor, który obronił już kilka miesięcy wcześniej w Brazylii. Początek sezonu, problemy z czujnikami, GP Austrii, 7. miejsce. Szok, niedowierzanie, wszyscy są wolni, a my potrafimy sobie radzić. Styria P15 i nieszczęśliwe Węgry, gdzie jadąc po punkty w bolidzie Pierre'a doszło do pożaru i kierowca musiał jako pierwszy ze stawki wycofać się z rywalizacji. Jedziemy dalej, GP Wielkiej Brytanii P7, znowu dużo punktów i tydzień później drugi wyścig na Silverstone w ramach GP 70-lecia F1. Tym razem zespół zawalił sprawę strategicznie, a była realna szansa na walkę o kolejne P7 - inżynier przepraszał zirytowanego Gasyliego przez radio, którego pierwsze słowa po przekroczeniu mety brzmiały "Na litość boską! Po co nam był ten pierwszy zjazd, co?!".
W tym momencie wszyscy już wiemy, że AlphaTauri potrafi być naprawdę szybkie, a Gasly stał się jednym z najlepiej dbających o opony kierowców w stawce. Francuz potrafił maksymalnie wydłużyć swój pierwszy stint, awansować o kilka pozycji, a w samej końcówce dostarczyć emocji wyprzedzając zawodników w walce o punkty. Idealny wzorzec jazdy Pierre'a z tego sezonu, no może gdyby nie zwariowane GP Włoch, przed którym Francuz wywalczył jeszcze punkty w Hiszpanii (P9) i w Belgii (P8). Chciałbym grzecznie zauważyć, że przed wyścigiem na Monzy Daniił miał na koncie zaledwie 2 punkty, podczas gdy Pierre już 18.
Nie samą Monzą człowiek żyje
Potem stało się to, na co nieidealny underdog zasłużył i dopisały się ostatnie zdania scenariusza filmowego. Pierre Gasly odnalazł się doskonale w wyścigu na Monzy, zespół zastosował słuszną strategię, bolid był szybki, a kierowca czujny i odporny na gigantyczną presję. Efektem tego było powtórzenie sukcesu Sebastiana Vettela z 2008 roku i drugie zwycięstwo dla juniorskiego siostrzanego teamu Red Bulla z siedzibą w Faenzy. Idealny układ planet, wszystkie czynniki zadziałały dobrze, a Pierre był w formie. Nie da się tego inaczej wytłumaczyć.
Kolejne wyścigi we Włoszech nie poszły już tak dobrze, bo i w Toskanii, i w GP Emilii-Romanii Francuz wycofał się z rywalizacji, ale w międzyczasie były kolejne punkty i m.in. 6. miejsca w GP Eifelu i GP Bahrajnu, czy 5. miejsce dowiezione w Portugalii. To wszystko sprawiło, że pod koniec sezonu Gasly zgromadził na koncie aż 75 punktów, tyle samo co jadący o wiele szybszym bolidem Lance Stroll, ale to właśnie Pierre wygrał w tym roku wyścig, przez co to on uplasował się na 10. miejscu w klasyfikacji generalnej kierowców. W pewnym momencie Francuz realnie zagrażał bardzo słabo spisującemu się Albonowi, który przecież korzystał z szybszego i nowocześniejszego narzędzia.
Żeby AlphaTauri mogła realnie zagrozić Ferrari, w drugim bolidzie musiałby siedzieć przynajmniej klon francuskiego kierowcy, a taki Leclerc powinien powtórzyć sytuację z GP Styrii np. w Turcji. Tak się jednak nie stało, ale nie da się ukryć, że gromadząc ponad 2x tyle punktów co zespołowy kolega, Pierre urósł w tym sezonie na zdecydowanego lidera zespołu, który popełniał bardzo mało błędów. Co więcej, Gasly nie tylko wykorzystywał przytrafiające się mu okazje (jak np. Albon czy Stroll), ale sam starał się znaleźć dla siebie szanse, chociażby 13 razy kwalifikując się przed Daniiłem Kwiatem. Im lepiej pojedziesz w sobotę, tym łatwiej będzie w niedzielę - to proste.
Już nic nie będzie takie samo
Niestety to był ostatni taki sezon Gasly'ego. Po absolutnie szalonym 2019 i podróży z nieba do piekła i z powrotem, Pierre stał się legendą. Rok temu był dla nas tym gościem, którego Red Bull zdegradował do Toro Rosso, a on tak się wkurzył, że zajął 2. miejsce, taka ciekawostka socjologiczna, przykład gościa, o którym będzie można opowiadać swoim znajomym, którzy nie oglądają F1. Dosłownie motyw dla Netflixa, żeby sobie ograć, ależ to interesujący splot wydarzeń.
W 2020 roku Pierre Gasly pokazał, że on nie jest żadną ciekawostką i historia z zeszłego sezonu w najmniejszym nawet stopniu nie będzie definiowała jego kariery. To chyba największy sukces zawodnika AlphaTauri - pokazał, że jest świetnym kierowcą wyścigowym, którego nie obchodzi żadna przeszłość, przyszłość czy to, że ktoś okrada mu mieszkanie, kiedy ten walczy o podia. Gasly przypomniał nam na czym polega romantyzm wyścigów, nawet jeśli ma to brzmieć jak powtarzane miliony razy "liczy się tu i teraz", to Pierre nadaje temu sloganowi więcej znaczenia niż ktokolwiek kiedykolwiek.
W przyszłym sezonie już nic nie będzie takie samo, bo Gasly zapewnił sobie awans do ekstraklasy. Nie jest żadnym juniorem Red Bulla, żaden Helmut Marko nie będzie mu mówił gdzie i jak ma wyglądać jego kariera. Jest kowalem swojego losu i kierowcą wyścigowym wartym przynajmniej kilka razy tyle, ile zarobi w swoim obecnym zespole. To był świetny sezon przyszłej gwiazdy wyścigów, której jak prawdziwy Polak, niemający pojęcia o czym mówi, ale uwielbiający udzielać innym rad, mówię - Pierre, bardzo Cię proszę, tam przy drzwiach w domu, jak masz tę komodę, to do pierwszej szuflady wsadź sobie najlepiej kilka długopisów.
Codziennie rano sprawdzaj czy piszą, tak na wszelki wypadek, bo któregoś dnia do Twoich drzwi zapuka kurier z umową, prawdopodobnie z Renault. Dobrze byłoby wtedy, gdybyś bez zastanowienia jak najszybciej złożył tam swój podpis, a do tego potrzebny Ci będzie sprawny długopis. Uciekaj z tego Red Bulla chłopaku, nie możesz zostać liderem zespołu, który w swoim założeniu ma być "tym drugim". Oglądanie Ciebie w 2020 roku było przyjemnością, dziękuję!