Według zagranicznych źródeł Daniel Ricciardo może wkrótce opuścić swój obecny zespół F1.
Na kilka godzin przed rozpoczęciem czwartkowego dnia dla mediów na domowym obiekcie Red Bulla sporo szumu w branżowych serwisach wywołała wypowiedź Helmuta Marko, który dał jasno do zrozumienia, że sympatyczny Australijczyk może powoli zacząć rozglądać się za innymi opcjami w Formule 1 lub w innych seriach wyścigowych.
Taki rozwój wydarzeń nie jest oczywiście żadnym zaskoczeniem, gdyż sam zainteresowany na pewnym etapie był bardzo mocno przymierzany do zastąpienia Sergio Pereza w seniorskim składzie, lecz przez swoje rozczarowujące wyniki furtka awansu została domknięta.
- Nasi akcjonariusze dali nam jasno do zrozumienia, że jest to juniorski zespół i musimy dokonać odpowiednich działań - powiedział złotousty Austriak dla Kleinezeitung. - Głównym celem dla Ricciardo było to, aby za sprawą swoich wyników mógł powrócić do pierwszego składu Red Bulla. To miejsce zostało natomiast przejęte przez Sergio Pereza, więc ten plan jest już nieaktualny. Tym samym wkrótce będziemy musieli umieścić w [RB] jednego z kierowców młodego pokolenia.
Co ciekawe, doradca stajni z Milton Keynes nie krył się z odpowiedzią, o jakim zawodniku mowa i otwarcie dodał, że ma na myśli Liama Lawsona. W przypadku Nowozelandczyka warto podkreślić również fakt, że jego umowa z "energetycznym" gigantem została skonstruowana w ten sposób, iż przy potencjalnym braku fotela na sezon 2025 mógłby on swobodnie odejść z byczej rodziny.
Jak się okazało, nie był to koniec tej historii, gdyż kilka godzin później głos w tej sprawie zabrał dobrze poinformowany w środowisku dziennikarz, Joe Saward. Według jego informacji Ricciardo może wylecieć z obecnej ekipy już pod koniec przyszłego miesiąca, co terminowo mogłoby pokrywać się z zawodami w Belgii.
W przeszłości to właśnie w tym okresie - choć częściej po wakacjach - zarządcy wielokrotnych mistrzów świata decydowali się na zwalnianie swoich kierowców, co dotyczyło degradowania z głównego zespołu. W ubiegłym roku ten trend dotknął jednak Nycka de Vriesa, który jeszcze w lipcu, na dwa wyścigu przed letnią przerwą musiał opuścić swoje stanowisko pracy. Idąc tym tropem, w opisywanych zapowiedziach może być sporo prawdy, ale należy pamiętać, iż środowisko F1 rządzi się swoimi, dynamicznymi zasadami, co dobitnie pokazał przykład Carlosa Sainza, który przed kilkoma dniami miał ujawnić podpisanie mocnego kontraktu z Williamsem, ale finalnie ktoś lub coś przeszkodziło w realizacji tego planu.
Na gorącym krześle urzęduje też zawodzący na każdej płaszczyźnie Logan Sargeant, wokół którego także zbierają się ciemne chmury i widmo przedwczesnego zastąpienia. Opcją dla Jamesa Vowlesa byłby oczywiście Andrea Kimi Antonelli, który za sprawą takiego ruchu mógłby zdobyć kolejne cenne doświadczenie przed wskoczeniem do konstrukcji Mercedesa.