Kevin Magnussen dość niespodziewanie po rocznej przerwie powrócił do Haasa. Duńczyk nie był wymieniany w gronie faworytów do podpisania umowy z najsłabszym zespołem sezonu 2021 i jego kandydaturę traktowano przez dłuższy okres jako ciekawostkę. Mimo wszystko to właśnie na niego postawiła stajnia z Kannapolis.
Gdy duński kierowca opuszczał Amerykanów po 2020 roku, wydawało się, że to jego ostatni podryg w królowej motorsportu. Los się jednak do K-Maga uśmiechnął i poprzez zerwanie umowy z Nikitą Mazepinem dostał on drugą szansę od swojego byłego pracodawcy.
Pomimo rocznej przerwy i rozstania się po bardzo słabym zarówno dla kierowcy, jak i jego zespołu okresie, powrót Magnussena wciąż wygląda jak przemyślana i przede wszystkim rozsądna decyzja, podjęta przez Gunthera Steinera.
Potwierdzenie ambicji Haasa?
Podpisując Magnussena, Haas wysłał w świat wyraźny sygnał, że nie zamierza wywieszać białej flagi i spisywać sezonu 2022 na straty. Co by nie mówić o Fittipaldim czy nawet Giovinazzim, wzięcie któregoś z tej dwójki byłoby jasnym pokazaniem, że zespół chce przeczekać już trzeci rok i zapolować na większą rybę dopiero na sezon 2023.
Wzięcie tymczasowego kierowcy z dużym zapleczem finansowym byłoby o tyle spójne i zrozumiałe, że ostatnia ekipa ubiegłorocznej kampanii wydawała się być w ekonomicznej rozsypce, a odcinając się od rodziny Mazepinów traci dużą część swojego i tak skromnego na standardy F1 budżetu. Pewnie niewielu miałoby do Haasa pretensje o taki ruch.
Co więcej, byłoby to logiczne i w pełni zrozumiałe, lecz zespół najpierw słownie zaprzeczył sytuacji, a potem postawił na jedną kartę, która nie gwarantuje tylu pieniędzy, ale większe możliwości sportowe.
Kevin jest idealnym kierowcą do zespołu środka stawki, gdyż zawsze dostarcza solidne wyniki i w swojej jeździe bywa bezkompromisowy. Nie jest to nierówny Giovinazzi z przebłyskami czy Fittipaldi, którego nie bronią ani doświadczenie, ani wyniki z niższych serii. Sportowo z realnie dostępnych kierowców na rynku broni się najmocniej, a jednocześnie przez wieloletnią współpracę z Haasem jest bezpieczną i pewną opcją.
Kolejnym punktem zaczepnym jest podpisana przez Duńczyka umowa, a raczej jej okres. Zespół co prawda nie podał oficjalnej długości kontraktu zawodnika, ale z ich komunikatu dowiadujemy się, że jest to porozumienie wieloletnie.
Pokazuje to, że zespół chce nie tylko ustabilizować swój skład i zapewnić sobie trochę spokoju, ale również, że projekt Haasa jest na tyle atrakcyjny dla Magnussena, iż ten zdecydował się podpisać kontrakt na dłuższy czas.
Łącząc to z pogłoskami o tym, że ekipa dobrze wstrzeliła się z konstrukcją, która wygląda na stabilną i szybką maszynę, z totalnego chaosu wytworzonego wokół Haasa może potencjalnie wyjść coś naprawdę solidnego.
Amerykanie przez ostatnią serię niefortunnych i dziwnych wydarzeń stają się powoli underdogiem, za którego ludzie trzymają kciuki, a powrót Magnussena tylko dodał jeszcze większego smaczku, przynajmniej tym, którzy zdążyli Kevinowi wybaczyć chociażby GP Węgier z 2017 roku.
Idealny benchmark dla Schumachera
Magnussen to również idealny kierowca do przetestowania Micka Schumachera. Niemiec pomimo rocznego doświadczenia wciąż jest zawodnikiem dość zagadkowym, o którym niewiele wiemy, bo i ze względu na formę Haasa rzadko widzieliśmy go na naszych ekranach.
K-Mag oprócz doświadczenia gwarantuje przede wszystkim wyciskanie z konstrukcji tyle, ile ta realnie oferuje. To coś, czego nie miał również debiutujący Mazepin.
Poziom Magnussena w przeciwieństwie do dwójki zeszłorocznych rookies jest znany fanom motorsportu i każdy, kto śledzi serię przynajmniej od paru lat, wie, czego od Duńczyka oczekiwać.
Oprócz tego Kevin jest kierowcą w skali królowej motorsportu najzwyczajniej solidnym. Nie jest to ktoś z najwyższego pułapu, do którego trudno dobić. Nie jest to też Nikita Mazepin, którego pokonanie było mniej więcej takim sukcesem jak wygrana Marcina Najmana z 60-letnim Miśkiem.
Jeśli Schumacher będzie jeździł na poziomie swojego bardziej doświadczonego kolegi lub nawet go pokonywał, wówczas udowodni, że jego obecność w Formule 1 nie jest wyłącznie kwestią nazwiska i osiągnięć Michaela.
Jest też druga strona medalu. W przypadku wyraźnej porażki Mickowi trudno będzie odbudować swoją pozycję, a kto wie, czy i nie straci fotela, oczywiście zakładając, że Haas faktycznie będzie walczyć o coś więcej niż P18 w kwalifikacjach. Przed Schumacherem bardzo ważny sezon, w którym zmierzy się ze znacznie szybszym kierowcą i w którym dostaniemy lepszy obraz tego, w jakim miejscu swojej kariery jest Niemiec.
Czy Magnussen w końcu dostanie prawdziwą szansę?
Gdybym miał opisać jednym słowem dotychczasową karierę Magnussena w Formule 1, byłoby to niespełnienie. Duńczyk w swojej wieloletniej przygodzie na szczycie motorsportu tak naprawdę trafiał do zespołów w wiecznej przebudowie.
McLaren w 2014 roku to była ekipa idąca w stronę rozsypki, która swoją fatalną postawę próbowała ratować przedwczesnym ścięciem głowy Kevina i postawieniem na wielkie nazwisko w postaci Fernando Alonso.
Pomimo P2 w Australii i wielu obiecujących momentów K-Mag po zaledwie roku stracił swój fotel głównie przez gierki polityczne i to, jak mocne plecy w McLarenie miał Jenson Button.
Po roku przerwy trafił do fatalnego, dopiero lepiącego podstawy Renault, w którym podobnie jak w McLarenie notował przebłyski. Haas natomiast okazał się projektem pełnym wzlotów i upadków, który z czasem został zweryfikowany przez kolejno: problemy z konstrukcją w 2019, a rok później finansowo przez pandemię.
Choć Kevin wielokrotnie udowadniał, że potrafi dostarczać dobre wyniki i pokonywać zespołowych kolegów, to nigdy nie dostał szansy w zespole choćby podgryzającym wielką trójkę.
Oprócz tego każdy z projektów od McLarena, Renault, aż po Haasa, był po prostu niestabilny. Każdej z ekip w okresie pobytu Magnussena brakowało stabilizacji i konsekwentnego trzymania się planu. Często nawet nie z sezonu na sezon, co z wyścigu na wyścig jego sytuacja potrafiła się zmieniać o 180 stopni i rzadko była to wina Duńczyka.
Magnussen wraz z powrotem zapewne liczy, że ta sytuacja się zmieni i w końcu trafi do zespołu, w którym będzie mógł wykorzystać pełnię swego częściowo niewykorzystanego potencjału.