Pojawiają się pierwsze interpretacje zaskakującego posunięcia Lewisa Hamiltona, który zdecydował się przejść do Ferrari już za niecały rok. Potwierdzenie tego transferu będzie jeszcze analizowane setki razy w każdym języku, natomiast werdykty na gorąco zwracają uwagę na kwestię perspektyw, w tym rewolucji silnikowej 2026.

Formuła 1  opublikowała wczoraj artykuł Lawrence'a Barretto, który regularnie rozkłada tam duże newsy na czynniki pierwsze. Jego wnioski częściowo pokrywają się z informacjami z ostatnich miesięcy, w tym zainteresowaniem Johna Elkanna usługami Lewisa Hamiltona.

Zdaniem dziennikarza Ferrari przekazało Brytyjczykowi, iż chciałoby zobaczyć go w czerwonych barwach jeszcze przed tym, jak ten zakończy swoją karierę w F1. Próba zarzucenia sieci wiosną zeszłego roku przyniosła jednak porażkę i nie miała oznak niczego poważniejszego.

Zawodnik ostatecznie zawarł dwuletnie porozumienie z Mercedesem, które - jak się okazało - posiadało klauzulę wyjścia po sezonie 2024. Natomiast żeby w ogóle udało się ją aktywować, ktoś musiał przyjść do Lewisa ponownie. Włosi uczynili to tej zimy, a między stronami szybko zaistniało coś więcej niż nieformalne pogadanki. W ten sposób sprawy zaczęły nabierać natychmiastowego rozpędu.

- Ferrari przedstawiło swoje krótko i średnioterminowe plany Hamiltonowi - napisał Barretto. - Wierzyli, że są na odpowiedniej ścieżce rozwojowej. Sądzą, że 2026 rok, gdy wejdą nowe regulacje, może być dla nich punktem zwrotnym i postawić ich w pozycji, dzięki której zakończą swój okres bez zdobywania tytułów. Uważają, że jednostka na sezon 2026, która wykorzysta w pełni zrównoważone paliwo, może być liderem w swojej klasie.

- Hamilton przyjął te informacje i decyzja została podjęta. W jego głowie był to czas na zaryzykowanie i ściganie się dla tego zespołu, o którym ostatecznie marzą wszyscy kierowcy F1. Podpisał się więc na wykropkowanej linii, mając wszystko sfinalizowane na początku tego tygodnia, a następnie - w środę - poinformował Mercedesa o odejściu. Kości zostały rzucone.

Bardzo podobne konkluzje można wyciągnąć z wielu innych raportów, które również pisały o tym, że przygotowania Ferrari do rewolucji idą dobrze, Elkann wykonywał podchody, warunki dopięto błyskawicznie, a Toto Wolff dowiedział się dopiero 31 stycznia. Coś natomiast musiało sprawić, że Lewis w ogóle był otwarty na zmianę pracy.

Nie bez znaczenia pozostają tu ostatnie dwa lata w wykonaniu Mercedesa, które były może nie słabe, ale na pewno nie pokryły się z ambicjami samego zawodnika, liczącego na zdobycie ósmego tytułu. Kluczowe nie są tu same wyniki, lecz takie aspekty jak frustracja, przejawiająca się i w wypowiedziach o nieposłuchaniu go przy budowie W14, i zakulisowych rozmowach.

Wszystko to miało się zmienić wraz z projektem W15, który będzie poważnie odświeżony. Zapowiedzi, m.in. ze strony Toto, były optymistyczne i głośne, nazywając maszynę czymś, co w końcu przypomina samochód. Hamilton nie widział tu jednak potencjału na coś więcej. W artykule F1 jest wspomnienie o tym, iż jesienią, czyli po parafowaniu kontraktu, mógł coraz wyraźniej dostrzegać, z czym w 2024 roku Mercedes przystąpi do rywalizacji.

Należy się oczywiście liczyć z tym, że to doniesienia na gorąco i po niespotykanie szybkiej akcji. Pewne jest więc, iż kolejne, podobnie jak wypowiedzi, będą wypływać wkrótce. Już w piątek około południa pierwszych komentarzy mediom ma udzielić Wolff.