Sergio Pérez, który zajął dziś drugie miejsce w emocjonującym Grand Prix Turcji, przyznał po rywalizacji, że mało brakowało, aby jego opony eksplodowały.

Meksykanin startował do wyścigu z trzeciego pola, jednak szybko zdołał awansować o jedno miejsce. Przez początkowe fazy zmagań jechał za liderem, Lancem Strollem.

Po zjeździe Kanadyjczyka do alei serwisowej Pérez objął prowadzenie, ale stracił je na rzecz Hamiltona. 30-latek pojechał dziś na jeden pit stop i przyznał, że mało brakło, aby jego opony uległy całkowitemu zniszczeniu.

– Powiedziałem swojemu zespołowi przez radio, że myślę, iż jeszcze jedno okrążenie na tych oponach mogłoby sprawić, aby one eksplodowały. Wibracje pod koniec były olbrzymie – rzekł.

Mimo tego, strategia na jeden zjazd pozwoliła Meksykaninowi zakończyć dzisiejszą rywalizację na podium. 

– Drużyna wykonała fantastyczną robotę, jeśli chodzi o odczytanie strategii wyścigu. Myślę, że Lewis był dzisiaj niezwykle silny i pod koniec było ciężej, ale udało nam się uzyskać dobry wynik – ocenił.

Grand Prix w Stambule nie należało do najłatwiejszych dla Péreza. Musiał on stoczyć pojedynki z Maxem Verstappenem i Charlesem Leclerciem.

– W lusterkach niczego nie widziałem, bo były całkowicie zaparowane. Mój inżynier informował mnie o tym, co się dzieje na torze. Nagle zobaczyłem za sobą Maxa, który tak szybko zniknął, jak się pojawił – stwierdził kierowca ekipy Racing Point.

– Później musiałem walczyć z Charlesem. Wiedziałem, że jest coraz bliżej mnie. Na ostatnim kołku stoczyliśmy ze sobą świetny pojedynek. Wyprzedził mnie w zakręcie numer dziesięć, ale ja odwdzięczyłem się tym samym w dwunastym – wyjaśnił Meksykanin.