Max Verstappen i Christian Horner opowiedzieli więcej o uszkodzeniach, które nie pozwoliły Holendrowi powalczyć o zwycięstwo, będących bezpośrednio związanymi z kolizją kierowców AlphaTauri.
Wczorajszy wyścig na Silverstone okazał się istnym roller coasterem, zaskakującym na każdym możliwym kroku oraz wywołującym emocje tak skrajne i w takiej ilości, w jakiej to tylko możliwe. I wydaje się, że w pierwszym wagoniku tejże kolejki górskiej siedział cały zespół Red Bulla, dla którego zmagania w Wielkiej Brytanii były jedną wielką serią wzlotów i upadków następujących naprzemiennie.
Świetnego pierwszego startu dokonał Max Verstappen, ale wypadek Zhou Guanyu i fakt nieminięcia przez wszystkie samochody drugiej linii safety cara sprowadził go przy restarcie ponownie na drugie miejsce. Pozostał on na nim tym razem nieco dłużej niż poprzednio, ale błąd Sainza w sekcji Maggots-Beckets sprawił, że Holender mógł rozpocząć spokojny marsz po kolejny triumf.
Niedługo później w tym samym miejscu nitki położonej na granicy hrabstw Northamptonshire i Buckinghamshire bolid z jedynką na nosie wyraźnie zwolnił, a jego kierowca zgłosił przez radio pękniętą oponę i tuż za zakrętem Stowe zanurkował do alei serwisowej po nowy komplet ogumienia. Jak się później okazało, to wcale nie opony były źródłem problemów Verstappena, a kawałki włókna węglowego, na które najechał tuż po wyprzedzeniu kierowcy Ferrari.
- Jeszcze nie pytałem, ile straciłem [przez uszkodzenia]. Rozmawiałem z Carlosem, zapytał mnie o to, co się stało, bo gubiłem części, gdy byłem na prowadzeniu. Kiedy wysiadłem z samochodu, zajrzałem pod podłogę i cała lewa strona była pęknięta, wszystko było zniszczone - mówił po przekroczeniu mety obecny lider klasyfikacji generalnej.
- Gdy wyszedłem na prowadzenie po błędzie Carlosa, niewiele dalej, w zakręcie nr 5, znajdował się kawałek włókna węglowego. W momencie, w którym przejeżdżałem, leżał on na linii wyścigowej. Nie mogłem nagle skręcić mocno w prawo czy w lewo. Próbowałem przejechać po nim na wprost, ale utknął w mojej podłodze i po prostu wszystko zniszczył.
- Odniosłem wrażenie, że to przebita opona, ponieważ nie miałem absolutnie żadnego balansu, dużą nadsterowność i samochód sporo podskakiwał. Zdecydowaliśmy więc, że zjedziemy do boksu, ale nawet po tym samochód wciąż był trudny w prowadzeniu.
Zespół jednak bardzo starał się i próbował podczas zjazdów do alei serwisowej zrobić wszystko, aby zawodnik urodzony w belgijskim Hasselt miał jakąkolwiek szansę pojechać szybciej i powalczyć o wyższe pozycje podczas dalszego etapu rywalizacji na brytyjskim obiekcie.
- Próbowaliśmy znaleźć dobry balans aerodynamiczny, ponieważ uszkodzenia spowodowały duże starty zwłaszcza po stronie docisku z tyłu. Spróbowaliśmy więc zmniejszyć docisk przedniego skrzydła, ale przesadziliśmy z tym, co sprawiło, że na twardych oponach nie było idealnie.
- Na ostatni komplet opon znowu spróbowaliśmy większego docisku przy niskich prędkościach. To było bardzo, bardzo trudne, ale w ostatecznym rozrachunku 7. miejsce to dobry rezultat, zważając na uszkodzenia, które miałem.
Na koniec urzędujący mistrz świata zarzekał się, że jazda uszkodzonym autem przez niemalże cały dystans wyścigu nie była niebezpieczna, co sugerowali co jakiś czas komentatorzy, widząc, z jakim trudem Verstappen utrzymywał bolid na torze.
- Zespół nigdy nie naraziłby mnie na niebezpieczeństwo. Powiedzieli mi, że to uszkodzenia nadwozia powodujące utratę przyczepności. Gdyby uszkodzone zostało zawieszenie, byłaby to zupełnie inna historia, ale na szczęście tak się nie stało - zakończył zadowolony ze zdobytych w tak wymagających okolicznościach sześciu punktów kierowca Red Bulla.
O przyczynie trudów swojego podopiecznego więcej powiedział Christian Horner. Szef Czerwonych Byków potwierdził, że to uszkodzenia podłogi, a nie opon, spowodowały problemy lidera jego zespołu. A jak na ironię odłamki odpowiedzialne za zniszczenia pochodziły z siostrzanej ekipy Red Bulla, AlphaTauri, której kierowcy zderzyli się ze sobą niedługo po wznowieniu zawodów toczących się w Anglii.
- Max nie miał przebitej opony. Mówił tak, ponieważ miał takie odczucia, ale to nie była pęknięta opona. Na 11. okrążeniu uderzył w odłamki z bolidów AlphaTauri, które pozostały tam po incydencie z udziałem ich kierowców. Jechał więc cały wyścig ze zmodyfikowaną podłogą i z elementem AlphaTauri, który utknął pod samochodem.
- To była inna sytuacja [niż w zeszłym roku na Węgrzech, kiedy jechał bez jednej strony bocznych elementów aerodynamicznych]. Tutaj odłamek dostał się pod samochód i działał jak blokada. Stracił przez to mnóstwo docisku.
Fragment ten musiał być naprawdę sporych rozmiarów, ponieważ reakcje mediów na pokazaną przez Brytyjczyka fotografię „winowajcy” były jednoznaczne: oh wow. Od tego momentu nikt nie dziwił się już, dlaczego spadek tempa Maxa był tak duży.
- Na następnym okrążeniu [po tym, jak Max wyprzedził Carlosa] zgłosił nam przebitą oponę. Nie widzieliśmy nic w danych, ale w takich momentach musisz zaufać kierowcy, więc zapobiegawczo ściągnęliśmy go do boksu. Dopiero później zobaczyliśmy tamten odłamek.
- Widzieliśmy, że nastąpiła nagłą utrata docisku. Skupiasz się wtedy na tym, aby ustalić, co jest przyczyną. Przez to, że wszystko było pod spodem, nic nie było oczywiste. To nie tak, że połowa podłogi odpadła i zwisała, dlatego początkowo było trudno zrozumieć, co się stało. Z tego powodu Max powiedział o pękniętej oponie. W rzeczywistości była to poważna zmiana, która rzutowała na resztę wyścigu.
Gdy Horner został zapytany o dane liczbowe, dotyczące straty docisku w bolidzie 24-latka, odparł, że wyniosła ona około 20%.