Nie milkną echa wczorajszej decyzji sędziów o braku otwarcia analizy kraksy z udziałem Kevina Magnussena i Sergio Pereza po starcie GP Monako. Zaskoczony takim zachowaniem jest obóz Red Bulla.
Zaledwie osiem minut, jak udowadnia dokumentacja FIA, potrzebowała komisja oceniająca niedzielne zawody, aby uznać, iż tak wielki wypadek nie wymaga wszczynania oficjalnego dochodzenia.
Takie postępowanie wiąże się z tym, iż komunikaty kontroli wyścigu - w których nie wymienia się nawet aut nr 11 i 20, a wyłącznie zakręt nr 1 na pierwszym okrążeniu - są jedynymi tego typu formalnymi śladami tamtej kolizji.
Rezygnacja z analizy jest równoznaczna z niesporządzeniem dokumentu z wyjaśnieniem decyzji arbitrów. W tej sytuacji wiadomo więc tylko, co zrobiono (czyli nic), ale nie ma ani słowa o tym, dlaczego tak się stało.
Spore pretensje o taki rozwój wydarzeń miał Sergio Perez, który zwrócił uwagę na to, iż posunięcie sędziów nie daje żadnych odpowiedzi.
- Jestem zaskoczony [brakiem analizy] ze względu na skalę zniszczeń i to, jak niebezpiecznie było - powiedział Meksykanin. - Musimy zapytać o powód tego braku dochodzenia, bo gdy się go nie otwiera, to nie dostajemy nawet przyczyny nienałożenia kary. Zaskoczyło mnie to, bo niby istnieje [łagodniejsze] podejście do pierwszego okrążenia, zasada "dajcie się im ścigać", ale tu było niebezpiecznie, skoro on trzymał gaz i wiedział, że dojdzie do kontaktu. Moim zdaniem to była niebezpieczna jazda.
Na początku każdego kolejnego weekendu Grand Prix zespoły F1 mają możliwość poproszenia arbitrów i kontroli wyścigu o przedstawienie swojego spojrzenia na sprawę już na chłodno. Jest to znane wewnętrznie jako tzw. polityka otwartych drzwi, która polega na poznaniu toku myślenia, ale nie na zmienianiu werdyktów. W praktyce jednak można usłyszeć, iż system ten działa w zależności od tego, kogo zapyta się o opinię.
- Jeśli spojrzycie na nagranie z mojej kamery pokładowej, to Kevin nie jest nawet blisko mnie, czy też bycia obok - tłumaczył dalej Perez. - Widać, że zbliża się ściana, a on trzyma gaz w podłodze. Był tylko jeden sposób na wycofanie się z tego. Musiało dojść albo do kontaktu ze mną, albo z barierą, bo nie było przestrzeni na dwa samochody.
- W pewnym momencie trzeba było zdać sobie z tego sprawę. Byłem w tym miejscu wielokrotnie. Gdy jesteś z tyłu, to musisz ocenić, że już czas na wycofanie się, zanim wszystko się zbliży.
- W jaki sposób on chce, abym zostawił mu miejsce, skoro nawet nie jest obok mnie? W pewnym momencie widać, że nadchodzi ściana i musi się wycofać. To przydarzyło mi się wielokrotnie. Jest jakiś punkt, w którym należy odpuścić.
Postępowanie sędziów zdziwiło też Christiana Hornera. Szef Red Bulla podsumował ten wątek krótko, ale dosadnie.
- Jestem zaskoczony brakiem wszczęcia dochodzenia, bo to był potężny wypadek - powiedział Brytyjczyk. - Koło Kevina było na wewnętrznej w miejscu, gdzie tor tylko się zwęża i gdzie należy oczekiwać już odpuszczenia. On nie tylko całkowicie zniszczył wyścig i samochód Checo, ale też wykluczył swojego kolegę. Nie było to zbyt mądre.
Pytany o potencjalne konsekwencje finansowe, odparł: - Nie wiem, jak będzie z silnikiem i monokokiem, ale zajście było poważne. Będzie to kosztowne, na pewno będzie to bardzo kosztowne.