W trakcie piątkowych rozmów z mediami Daniel Ricciardo i Andreas Seidl odnieśli się do kwestii swojej współpracy, jak i problemów kierowcy z tegoroczną konstrukcją.

Podczas rundy w Barcelonie Australijczyk wywołał małe kontraktowe zamieszanie, opowiadając o tym, iż musi w końcu rozpocząć rozmowy ze swoim zespołem. Gdy przypomniano mu, że ma ponoć trzyletnią umowę, zawahał się, co doprowadziło do powstania różnych spekulacji.

Te nie są oczywiście oparte tylko o to jedno zdarzenie. Największy wpływ na nie ma słaba postawa Honey Badgera na torze, który podobnie jak w sezonie 2021 nie jest w stanie jeździć równie szybko co lider McLarena, Lando Norris.

W związku z tymi czynnikami zawodnik został poproszony o wyjaśnienie tej sytuacji, a także podanie, czy nie jest to czasem kontrakt na 3 lata, ale w wersji 2+1.

- Wszystko jest jasne. Mam kontrakt do końca 2023 roku. Covid sprawił, że pomyliłem lata. Jest trzyletni, do końca 2023 roku. I wtedy... Okej, niech będzie tyle.

Podobnie wypowiedział się jego szef, Andreas Seidl. - Pojawiły się jakieś spekulacje po ostatniej rundzie, ale nie, mamy kontrakt, tak jak mówił. Skupiamy się na tym, by po prostu sprawić, że to wszystko zacznie działać.

Niemiec był także proszony o zestawienie tegorocznych problemów Daniela z tymi z zeszłego roku. Pytanie zostało oparte na komunikacji radiowej z 1. treningu w Monako, w trakcie której poruszano kwestię fazy wejścia w zakręt, czyli tej samej, która trapiła go w sezonie 2021.

- Nie porównywałbym tych problemów do zeszłorocznych. Jeśli dobrze kojarzę, jego komentarze z FP1 są zbliżone do tych z drugiej strony garażu. Szczególnie gdy wykonuje się dłuższe przejazdy, jak my tutaj, nie ma czasu na to, by rozmawiać z jednym i drugim kierowcą, porównywać dane i zaznaczać, gdzie mogą zyskać czas. Dlatego przerzuca się część tego już na radio [w trakcie treningu], bo także wtedy chce się wykonywać progres.

- Wspólnie powiedzieliśmy już wiele o tym. Obie strony muszą po prostu ciężko pracować, razem, z pełnym zaangażowaniem, by wykonać ten kolejny, ostatni krok. Podchodzimy do tego tak, że zostajemy skupieni i pracujemy z sesji na sesji, z wyścigu na wyścig, by wykonywać mały progres i by Daniel czuł się komfortowo w bolidzie.

Jednocześnie obaj opowiedzieli o tym, iż ekipie udało się odnaleźć przyczynę słabego tempa z GP Hiszpanii. Ich wypowiedzi nie były jednak szczególnie obfite w detale, a Seidl nie ukrywał, że nie zdradzi niczego konkretnego.

- Tak, zrozumieliśmy niektóre z problemów z tamtego wyścigu - wspomniał Ricciardo. - Znaleźliśmy problem w bolidzie. Dla osób, które mówią prostym angielskim, jak np. ja - naprawiliśmy to. Jest w porządku i zaczynamy od nowa.

- Przeprowadziliśmy analizę, bo musieliśmy znaleźć przyczynę tego, czemu szło mu tak źle - mówił Andreas. - Udało się zauważyć problem z samochodem, więc musimy wyciągnąć wnioski.

- Przepraszam, że to taka nudna odpowiedź, ale nie mam interesu w tym, by podawać szczegóły. Najważniejsze dla nas było wyjaśnienie tego, co działo się w tamtym wyścigu. 

- Odpowiedź brzmi: nie - rzucił krótko, dopytywany o to, czy poda dodatkowe informacje w tej sprawie.

Sam zainteresowany odniósł się również do swojego wypadku z drugiego treningu, jednocześnie przyznając, iż do jego błędu mogły przyczynić się nietrafione ustawienia samochodu.

- Wszystko działo się bardzo szybko. Cały czas byłem jednak świadomy zaistniałej sytuacji i próbowałem za wszelką cenę uchronić bolid przed uderzeniem w bariery - wyznał zawodnik z Perth.

- Już w trzynastym zakręcie zacząłem tracić panowanie i czułem, że z każdym kolejnym metrem bolid coraz bardziej mi ucieka. To było bardzo dziwne. Jeżeli mam być szczery, to takiego błędu prędzej spodziewałbym się w kolejnej sekwencji zakrętów, gdzie agresywny kontakt z krawężnikiem skutkuje tym, iż jesteś już wyłącznie pasażerem.

- Mam wrażenie, że wykonaliśmy o jeden krok za daleko w kwestii ustawień. Cały czas próbujemy nowych rzeczy, ale w tym przypadku przekroczyliśmy jednak granicę.