Daniel Ricciardo opowiedział o tym, jak z jego perspektywy wyglądał incydent z Carlosem Sainzem z 1. okrążenia wyścigu na Imoli.
Trudno chyba byłoby wskazać bardziej dwustronny wyścig w obrębie jednego zespołu od dzisiejszych zawodów w wykonaniu McLarena. Zresztą taka ocena nie jest chyba niczym dziwnym, bo jak inaczej opisać weekend, który Lando kończy pijąc szampana na podium, a Daniel na szarym końcu po niefortunnej kolizji z pierwszego okrążenia.
Dla Australijczyka to o tyle smutny finał zawodów we Włoszech, że podczas sobotniego sprintu jego tempo prezentowało się naprawdę obiecująco i zwiastowało dobry rezultat w wyścigu głównym.
Do takowego jednak nie doszło, gdyż wszelkie marzenia o wysokiej zdobyczy punktowej zaprzepaścił kontakt pomiędzy Honey Badgerem, a Carlosem Sainzem, który dla pierwszego z nich oznaczał przymusowy dodatkowy zjazd do mechaników, a dla drugiego koniec ścigania.
Po dobrym starcie zawodnik z numerem 3 znalazł się po wewnętrznej kierowcy Ferrari i zaatakował go, będąc delikatnie za nim. Jednakże w pierwszej, dosyć wąskiej szykanie, w wymagających deszczowych warunkach, zabrakło miejsca na nich dwóch i za moment obaj znaleźli się poza torem.
- Początkowo myślałem, że to ja zostałem uderzony przez Carlosa, ale to bardziej ja w niego uderzyłem, a dopiero potem dostałem dodatkową „pomoc” - mówił Ricciardo, ostatnimi słowami nawiązując do zostania dotkniętym przez Valtteriego Bottasa, co tylko pogorszyło sytuację DR3.
- Starałem się najechać na krawężnik, żeby uzyskać dla siebie jak najwięcej miejsca, ale gdy tylko na niego wjechałem, to zacząłem się ślizgać. Ześlizgiwałem się tak, a przecież Carlos w końcu musiał skręcić w lewo, aby potem odbić w prawo. Zjechaliśmy się, a ja zahaczyłem o jego tył.
- Gdy się zderzyliśmy i zobaczyłem, że się obraca, nie było wesoło. To zrujnowało mój wyścig, jego także. To były trudne warunki. Obejrzę teraz onboard i zobaczę, czy mogłem zrobić coś więcej, czy było aż tak ślisko, że nie byłem w stanie temu zapobiec.
- W głowie mówisz sobie, że mogłeś być uważniejszy lub pojechać wolniej, ale kiedy jesteś tamtą osobą i ktoś inny może to zrobić Tobie, będąc na Twojej wewnętrznej, to jadąc bardziej zachowawczo czasem możesz wpaść w kłopoty, jeśli np. znajdziesz się w kanapce. To trudne.
- Teraz obejrzę onboardy i zobaczę się z Carlosem, żeby go przeprosić. Przeprosiny w tym momencie niczego nie zmienią, ale to wszystko, co mogę na tę chwilę zrobić.
Później kierowca ekipy z Woking mógł jedynie minimalizować straty kreatywną strategią, choć i to wcale nie wychodziło mu najlepiej, za co prawdopodobnie były odpowiedzialne zniszczenia w tylnej strefie samochodu, będące wynikiem popchnięcia przez Bottasa podczas incydentu z pierwszego kółka.
- Musimy sprawdzić, jak duży wpływ miały zniszczenia [z pierwszego okrążenia]. Po samym Carlosie było ok w kwestii uszkodzeń, ale potem, gdy zaliczyliśmy kontakt i on się obrócił, zostałem uderzony w tył i to tam było gorzej.
- Jego [Lando] wyścig był zupełnie inny od mojego. Tak inny, jak to tylko możliwe. To [podium Norrisa] bardzo optymistyczne, ale z drugiej strony ja miałem problemy przez cały dystans wyścigu. Przejściówki sprawowały się tylko gorzej i gorzej, więc pomyślałem, że powinniśmy spróbować slicków.
- Nie mieliśmy nic do stracenia i to był odpowiedni moment, żeby to zrobić, ponieważ gdy wyjechaliśmy na tor, dobiliśmy do reszty stawki. Potem jechaliśmy za nimi, nie działo się zbyt dużo, a ja w głowie prosiłem tylko, aby włączyli DRS. Nie wiem, dlaczego tak długo czekali z jego aktywacją. Nic się nie działo, więc zjechaliśmy po hardy, żeby sprawdzić, czy to cokolwiek nam da, jeśli inni będą mieli spadki tempa.
- Hardy były jednak bardzo wolne. Zebraliśmy trochę danych i było trochę boleśnie. Z drugiej strony mamy zachęcająco wyglądający wyścig Lando. Na mój wyścig lepiej już nie patrzmy - zakończył niezadowolony z zawodów zdobywca P18.