George Russell właśnie ma za sobą najprawdopodobniej jedną z najtrudniejszych przerw między wyścigami w karierze. Brytyjczyk w trakcie GP Emilii-Romanii doprowadził do wypadku z Valtterim Bottasem, który mocno nadszarpnął jego reputację.
Ten incydent był o tyle niefortunny, że wyeliminował z wyścigu kierowcę Mercedesa, którego George jest wychowankiem. Jak sam zawodnik przyznał po zamieszaniu, rozmawiał z Toto Wolffem i przyznał się do błędu oraz tego, że jego ruch przyniósł duże konsekwencje.
- Toto był dla mnie bardzo pomocny i konstruktywny. Nasza relacja po tym wypadku nie uległa popsuciu, o ile nawet nie poszło to w drugą stronę. Każdy w Williamsie zachował się tak samo - niesamowicie mnie wspierali i chcą, żebym dalej napierał na nadarzające się okazje. Jesteśmy dumni z bycia w takiej pozycji. Przed wypadkiem byliśmy w TOP 10 i walczyliśmy o punkty. Podjąłem złą decyzję w tamtej sytuacji, bo zakończyłem sobie i zespołowi wyścig, tracąc punkty.
- Jeżeli znów znajdziemy się w takiej sytuacji, gdzie będziemy w stanie walczyć z którymś z Mercedesów, to będzie oznaczać, że wykonujemy bardzo dobrą pracę i jesteśmy na bardzo dobrym miejscu. Mam nadzieję, że znajdziemy się w takich okolicznościach. Ale zdecydowanie nie ma mowy o zawziętej walce. Będzie trzeba zachować zdrowy rozsądek.
Russell na gorąco nie szczędził cierpkich słów w stronę Bottasa, aczkolwiek z czasem zaczął się wycofywać z oskarżeń wobec Fina i znacznie zmienił narrację w porównaniu do wypowiedzi z Imoli, idąc bardziej w stronę przeprosin, które pojawiły się później w social mediach.
- Działania, które podjąłem tuż po incydencie, nie pokazały prawdziwego mnie. Zachowałem się sprzecznie z moimi instynktami, pokazując trochę emocji, co było złą oceną sytuacji na gorąco, pod wpływem właśnie tych emocji. To doprowadziło do kilku innych rzeczy później tego dnia. Dlatego uznałem, że znależało to wyjaśnić w poniedziałkowy poranek.
- Rozbiliśmy się przy 200 milach na godzinę i moje emocje nigdy nie były tak duże. To duża lekcja dla mnie - trzeba dać sobie chwilę po zajściu, spojrzeć na to z każdej strony i rajconalnie.
Co ciekawe, mistrz F2 z 2018 roku nazwał na konferencji prasowej Bottasa i Hamiltona swoimi kolegami z zespołu, co wywołało dość duży kontrast wobec wcześniejszego medialnego zachowania 23-latka.
- Jako kierowca nigdy w żadnym incydencie nie planujesz się rozbić i zakończyć wyścig, zwłaszcza rozbić z zespołowym kolegą. Jestem tutaj dzięki Mercedesowi, dzięki nim wspinałem się po szczeblach juniorskich i pomogli mi wejść do F1. Są dla mnie rodziną, tak samo jak Williams. Lewis i Valtteri są moimi zespołowymi kolegami tak samo jak Nicholas. Zasadą numer jeden kierowcy jest, by nie zderzyć się z kolegą z zespołu. Teraz to jest za nami, żyjemy, uczymy się i idziemy do przodu.