George Russell jest największym przegranym GP Emilii-Romanii. Brytyjczyk jechał po swoje pierwsze punkty w karierze, jednak ze względu na swój błąd pod samochodem bezpieczeństwa musiał wycofać się z wyścigu na 10 okrążeń przed końcem rywalizacji.
Wypadek kierowcy Williamsa bliźniaczo przypomina ten Romaina Grosjean z GP Azerbejdżanu 2018, czyli kolizję z Marcusem Ericssonem. Obaj, jadąc po dobrą lokatę, rozbili się bez kontaktu z rywalem i po straceniu kontroli wpadli w ścianę. Zrozpaczony Russell próbował wyjaśnić, jak do tego doszło.
- Cisnąłem jak mogłem od pierwszego okrążenia. Potem chciałem to kontynuować po wyjeździe samochodu bezpieczeństwa, bo wiedziałem, że rywale za mną mają świeże opony. Jeśli chciałem zdobyć, musiałem być super agresywny. Ledwo zdążyłem stracić samochód i już byłem w ścianie. Przepraszam chłopaków za to.
- Nie wiem tak do końca. Przyspieszałem i zmieniałem bieg, miałem zimne opony, a to się czasem zdarza w takiej sytuacji. Moją pracą jest utrzymanie temperatury, a za mną byli Kimi i Seb na świeżym ogumieniu. Nie ma jednak wymówek. Wyciągnę wnioski i wrócę mocniejszy.
George przyznał, że Williams przez cały weekend był konkrurencyjną konstrukcją, która zachowywała się bardzo dobrze. 22-latek oprócz minusów szukał także plusów swojej dyspozycji do momentu feralnego wypadku.
- Mimo wszystko można wyciągnąć dużo pozytywów z tego wyścigu. Udało nam się przeskoczyć Ocona i mu uciec. Później utrzymywałem także tempo McLarena, jadącego przede mną. Auto żyło w ten weekend, było naprawdę szybkie. Coraz lepiej rozumiemy bolid. Pierwsze okrążenia były nieco słabe, ale to chyba przez to, że próbowałem w jedynce wyprzedzić Sebastiana. To jest coś, nad czym muszę popracować. Czasem chyba się zachowywałem zbyt ostrożnie w wyścigach i muszę zacząć szukać limitów. Cóż, dziś na pewno te limity znalazłem.