George Russell opisał, jak z jego perspektywy wyglądał incydent, do którego doszło w finałowym segmencie dzisiejszej sesji kwalifikacyjnej.

Kapryśna aura wygenerowała sporo emocji podczas sobotniej piątkowej czasówki, w której najszybsze okrążenie sensacyjnie padło łupem Kevina Magnussena. 

Do wielkiego sukcesu Duńczyka przyczynił się George Russell, który za sprawą swojego błędu w zakręcie numer cztery wywołał okres czerwonej flagi, co w połączeniu z dynamiczną pogodą doprowadziło do wielkiej fety w garażu ekipy zarządzanej przez Gunthera Steinera.

- Moja głowa podczas wycieczki na pobocze tak mocno uderzała o zagłówek, że aż go zniszczyłem - przyznał Brytyjczyk, zapytany o kulisy swojej pomyłki. - To było bardzo nieprzyjemne. Następnie chciałem wykonać obrót, ale moje tylne koła zakopały się w żwirze. Prawdopodobnie nie była to najmądrzejsza decyzja z mojej strony.

- Mam mieszane uczucia, ponieważ wyjechaliśmy na tor bardzo późno, w wyniku czego deszcz padał już coraz mocniej. W momencie, gdy dojeżdżałem do ostatniego zakrętu, nawierzchnia w tym fragmencie była już bardzo mokra.

- W samochodzie nie powinno być żadnych uszkodzeń. Oczywiście nasi ludzie muszą dokładnie sprawdzić bolid i powyciągać z niego żwir, którego zebrało się naprawdę sporo. 

- Wielkie gratulacje należą się Kevinowi i Haasowi. Takie szalone wyniki są kwintesencją sportu i Formuły 1. Dla nas trzecie miejsce to dobra pozycja do rozpoczęcia jutrzejszego sprintu.