Po bardzo udanych kwalifikacjach George Russell ostrzył sobie zęby na pierwszą w karierze zdobycz punktową w wyścigu Formuły 1. Niestety młody Brytyjczyk już na początku niedzielnych zmagań wypadł z toru i potem nie umiał znaleźć swojego tempa.

Pierwszy od 2018 roku udział bolidu Williamsa w drugiej części sesji kwalifikacyjnej dawał nadzieję zespołowi z Grove na solidny występ podczas wyścigu o GP Styrii.

George Russell startował z 11. pola i zapowiadał walkę o pierwsze punkty w karierze. Obaj kierowcy Williamsa przekonywali, że ich tempo w wyścigu może być nawet lepsze od tego w kwalifikacjach.

Rzeczywistość okazała się inna. Brytyjczyk wystartował solidnie i toczył zaciętą walkę w środku stawki z Kevinem Magnussenem. Popełnił jednak błąd i wypadł z toru w 2. sektorze.

- Przepraszam cały zespół. Całkowicie zepsułem wyścig już na samym początku. Start był całkiem dobry, utrzymałem pozycję. Jednak w pewnym momencie wyjechałem szeroko na zakręcie nr 6., straciłem przyczepność i widzieliśmy jak to się skończyło - mówił George.

- Kto wie, co mogliśmy dzisiaj osiągnąć, gdyby nie ten błąd. Będę sobie chciał to odbić w przyszłym tygodniu - dodał kierowca Williamsa.

Ostatecznie Russell dojechał do mety na 16. pozycji, a jego zespołowy kolega, Nicholas Latifi, był 17. Bolidy Williamsa jako jedyne w stawce zostały dwukrotnie zdublowane.

Rozczarowania po wyścigu nie krył też Dave Robson, starszy inżynier, który liczył na to, że dobra pozycja startowa George'a i wprowadzony przed tym weekendem pakiet poprawek w samochodzie pozwolą zbliżyć się chociaż do miejsca w pierwszej dziesiątce.

- To był ciężki dzień. Byliśmy przygotowani do obrony pozycji już od samego startu, ale nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak trudno. Jedyny pozytyw jest taki, że oba samochody dojechały do mety. Mogliśmy dzięki temu sprawdzić jak auto spisuje się po wprowadzeniu poprawek i jak kierowcy radzą sobie z oponami w chłodniejszych warunkach - powiedział Robson.