George Russell po GP USA udzielił gorzkiej wypowiedzi na temat obecnego stanu rywalizacji w F1. Kierowca Mercedesa wskazał dwa główne czynniki, które odgrywają pierwsze skrzypce w dowożeniu do mety wysokich miejsc, ale jednocześnie nie gwarantują emocji na pełnym dystansie niedzielnych zawodów.

Brytyjczyk po wygraniu GP Singapuru tym razem ma za sobą średni wyścig, w którym nie mógł zdziałać zbyt wiele. Po starcie spadł z P4 na P6 i pozostał tam do mety, nie mogąc pokonać nawet bezbarwnego Oscara Piastriego. 

Jak sam mówił, na otwarcie błędnie ocenił to, co mogą zrobić rywale, za co zapłacił całkiem sporo.

- Miałem dobry start, ale Max pokrył Lando. Sam zaś spodziewałem się, że Lando pojedzie po zewnętrznej, aby bronić się przed Charlesem, lecz finalnie tego nie zrobił. Tym samym utknąłem za nim, co z kolei bardzo szybko zostało wykorzystane przez Lewisa i Oscara. To było naprawdę frustrujące - powiedział Russell dla F1TV.

Opowiadając o samym przebiegu reszty zmagań, 27-latek skrytykował to, jak wygląda dzisiejsza Formuła 1. Choć sam nie siedział przed telewizorem, to jego odczucia są zgodne z tym, czego doświadczyli wczoraj widzowie.

- W tej chwili w F1 liczy się wyłącznie pierwszy zakręt. W trakcie wyścigu nie ma żadnej degradacji opon. Różnica między najszybszym i najwolniejszym bolidem w pierwszej szóstce wynosi tylko trzy dziesiąte sekundy, a zazwyczaj do wyprzedzania potrzebna jest co najmniej półsekundowa przewaga w tempie. 

- Jeśli więc wyszedłbym z pierwszego zakrętu na trzecim miejscu, to znalazłbym się na podium. Zamiast tego spadłem natychmiast na szóste miejsce i na tej samej lokacie zakończyłem wyścig. 

- Gdybym w sobotę był o 20 [dokładnie 26] tysięcznych szybszy w kwalifikacjach, to znalazłbym się w pierwszym rzędzie i prawdopodobnie zająłbym drugie miejsce w wyścigu. Czasówka ma ogromne znaczenie, tak samo jak pierwszy zakręt.

- Jak mam być szczery, to nie pamiętam ostatniego Grand Prix, w którym jechalibyśmy na dwa postoje w alei. Niestety w ostatnim czasie wyścigi są dość procesyjne. 

Mówiąc, gdzie jeszcze Mercedes będzie mógł bić się o coś ekstra, Russell wskazał na Katar i Las Vegas, aczkolwiek podkreślił, że i tak rozstrzygnie się to dość wcześnie.

- Myślę, że Katar i Vegas to nasze największe szanse na coś więcej. Wszystko jednak ponownie sprowadzać się będzie do odpowiedniego tempa w kwalifikacjach. Jeśli uda się złożyć tam dobre kółka w czasówce i znaleźć się w pierwszym rzędzie, to będzie opcja, aby w niedzielę utrzymać pozycję. Jeśli tak się nie stanie, to znów będzie jak tutaj. Tak samo w Meksyku, gdzie wszystko sprowadzi się do Q3 i startu.