George Russell poruszył temat niewielkiej liczby wydarzeń z wyścigu F1 o GP Japonii. Kierowca Mercedesa uważa, że zły dobór mieszanek na Suzukę w dużej mierze przyczynił się do braku emocji podczas niedzielnej rywalizacji. Niestety to drugi taki przypadek w ciągu dwóch tygodni.
Przed sobotnimi kwalifikacjami wydawało się, że to właśnie Russell może rzucić wyzwanie ekipie z Woking, jednak ostatecznie dokonał tego Max Verstappen. George popełnił błąd na kluczowym przejeździe, a dodatkowo przed niego wskoczył Charles Leclerc. Jak się potem okazało, pozycje z kwalifikacji były równie istotne co w Monako.
W wyścigu wyraźnie brakowało manewrów wyprzedzania. Głównymi powodami były twarda gama opon, którą Pirelli wybrało na tę rundę, a także niska degradacja, w czym pomógł świeży asfalt. Dzięki temu większość kierowców bez problemów mogła przejechać cały dystans na jeden pit stop, bez konieczności szczególnego zarządzania ogumieniem.
Niedzielna rywalizacja nie należała do najbardziej ekscytujących, a z wizyty F1 w Japonii zapamiętamy przede wszystkim magiczne okrążenie Verstappena. Sami kierowcy również nie byli zadowoleni z braku walki na torze. Najciekawiej podsumował to Russell, apelując o zmiany w doborze opon i nawiązując do nudy, która wystąpiła także w GP Chin.
- Myślę, że podczas dwóch ostatnich weekendów mieszanki były zbyt twarde, zwłaszcza biorąc pod uwagę zmodyfikowany stan asfaltu - ocenił Brytyjczyk. - To były naprawdę łatwe wyścigi pod kątem strategii i wystarczyło tylko jeden raz zjechać do alei. To odbiera całą zabawę i element zaskoczenia.
- Mam nadzieję, że jako sport wyciągniemy z tego wnioski, bo wszyscy skończyli tam, gdzie zaczęli, a stało się tak przez brak różnicy w zużyciu opon.
Komentując losy swojego wyścigu, George podkreślił, że to cały pociąg samochodów dyktował tempo i ograniczał możliwości.
- Na pierwszym stincie czułem, że mogłem trzymać się za McLarenami, ale tak naprawdę nie wiemy, na co było nas stać. Ostatecznie dało się jechać tylko tak szybko, jak pozwalał kierowca przed tobą. Widać to było w przypadku Lando i Oscara. Byli na poziomie Maxa. Gdyby znaleźli się przed nim, nie wiadomo, czy mieliby nad nim przewagę jednej, czy pięciu dziesiątych sekundy.
- Jechałem tempem Charlesa, więc realistycznie rzecz biorąc, P4 to maksymalny wynik, jaki mogliśmy osiągnąć. Skończyliśmy pozycję niżej i to nie jest idealny scenariusz, ale też nie ma tragedii - podsumował George.