Podczas restartu na początku wyścigu o Grand Prix Toskanii doszło do poważnej kolizji, po której czterech kierowców zostało wyeliminowanych z dalszej rywalizacji.

Dużo szczęścia w nieszczęściu miał Carlos Sainz, który był jednym z tych kierowców, którzy z dużą prędkością uderzyli w wolno jadące samochody.

Mimo mocnego uderzenia, a nawet kontaktu odłamków z systemem halo, Hiszpanowi nic się nie stało.

- Ten wypadek był po prostu straszny. W punkcie na środku prostej, po którym się jedzie 300 km/h, przede mną chyba każdy myślał, że już się nie ścigamy, każdy zacząl dohamowywać, a było już za późno, abym mógł zareagować.

Kolejnym poszkodowanym był Kevin Magnussen, jeden z wolniej poruszających się kierowców, który także musiał wycofać się z wyścigu, po tym jak został mocno uderzony.

Duńczyk zarzucał rywalom niebezpieczną jazdę.

- Lider jechał powoli, tak jak inni z przodu i chciał jechać tak aż do linii start-meta, co jest nieodpowiedzialne. Nagle ktoś z środka stawki, ktoś między mną a tymi z przodu zdecydował się znacznie przyspieszyć, chyba próbował jakoś zrobić sobie przerwę między bolidami, aby móc idealnie ruszyć. Zrobił to jednak za szybko, a ja musiałem się znowu zatrzymać i nagle ktoś znów dał gaz do dechy, po czym poczułem tylko, jak zostałem uderzony.

Sędziowie postanowili zająć się incydentem z restartu po wyścigu. Na rozmowę, oprócz kierowcy Haasa, wezwano także Nicholasa Latifiego. Później zaproszenie na dywanik otrzymał też Daniił Kwiat.