Carlos Sainz był bardzo niezadowolony z kary, która kosztowała go aż trzy miejsca w GP Holandii.

Do czasu wyścigu Hiszpana doliczono 5 sekund po tym, jak sędziowie uznali, że został niebezpiecznie wypuszczony przez swoją ekipę. Mimo wjechania na metę na P5 ostatecznie ukończył zawody na 8. pozycji.

Zajście, które do tego doprowadziło, miało miejsce na 58. okrążeniu, gdy na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa, spowodowany zatrzymaniem się Valtteriego Bottasa. Zawodnik Ferrari po zmianie opon wyjechał ze stanowiska w taki sposób, że zbliżający się do niego Fernando Alonso musiał znacznie zwolnić, unikając kolizji. 

Sędziowie po analizie wielu ujęć stwierdzili, że Sainz został wypuszczony na tor jazdy swojego rodaka, który nie miał innego wyboru, niż zareagować. W lakonicznym uzasadnieniu zaznaczyli, że była to po prostu niebezpieczna sytuacja. Carlos miał jednak zupełnie inną opinię, o czym opowiadał w zagrodzie dla mediów.

- Przede wszystkim widziałem to z bolidu. Gdy mnie wypuszczano, miałem bezpieczny dystans do Fernando. Musiałem jednak zahamować, by nie wjechać w mechanika McLarena, który wbiegł na moją linię wyjazdu. To hamowanie sprawiło, że zostało to uznane za niebezpieczne wypuszczenie. Byłem sfrustrowany, bo czułem, że uratowałem czyjeś życie, a nie spowodowałem niebezpiecznej sytuacji.

- Musiałem zahamować, widząc mechanika z podnośnikiem. Trzeba analizować wszystkie sytuacje. Gdy mnie wypuszczano, Fernando był daleko. Problemem był człowiek z McLarena, który pojawił się na mojej linii. Przez to nie wyjechałem odpowiednio, ale to nie jest ani moja wina, ani mojego zespołu, tylko tamtego człowieka. Fernando na pewno wyolbrzymił to, bym zarobił karę.

Pokrzywdzony w swojej opinii kierowca będzie miał jeszcze okazję spotkać się z sędziami, jednak w innej sprawie, dotyczącej pierwszego pit stopu. W trakcie tamtego zajścia Ferrari nie przygotowało opon na czas, a jeden z mechaników położył pistolet na tyle daleko od siebie, że opuszczający stanowisko Red Bulla Sergio Perez przejechał po nim swoim bolidem.