Carlos Sainz jest przekonany, że wydłużenie pierwszego przejazdu pozwoliłoby mu triumfować w wyścigu F1 na Florydzie.
Nie był to zdecydowanie najlepszy występ w wykonaniu Hiszpana. Na przestrzeni całego weekendu to on był gorszym kierowcą Ferrari, podczas gdy Charles Leclerc dwukrotnie startował z pierwszego rzędu i dwukrotnie finiszował w top 3.
W trakcie niedzielnego wyścigu można było odczuć frustrację byłego kierowcy McLarena wielokrotnie, gdy raz za razem skarżył się on do swojego inżyniera. Początkowo Sainz komunikował zespołowi, iż jest szybszy od Leclerca, a w późniejszej fazie wyścigu narzekał na Oscara Piastriego, z którym starł się wiele razy.
Pojedynki i obecność kolegi z przodu sprawiły, że Carlos nie był traktowany jako kandydat nawet do zaskakującego zwycięstwa. Podczas wywiadów wysnuł jednak zaskakującą teorię właśnie o tym. Według niej przy odrobinie szczęścia to on cieszyłby się z pierwszego miejsca, a nie jego dobry kolega.
- Myślę, że Lando zasługuje na zwycięstwo od wielu, wielu lat - powiedział Sainz. - Jechał na doskonałym poziomie i jestem szczęśliwy z jego powodu, a zarazem sfrustrowany. Byliśmy nad nim przed zjazdem do boksów, zanim wyjechał samochód bezpieczeństwa. Gdybyśmy przedłużyli przejazd o jedno okrążenie, załapalibyśmy się na SC i wygrali wyścig. Myślę jednak, że szczęście przychodzi do ludzi, którzy na to zasługują, a Lando jest jednym z nich. Należało mu się to i wygrał po raz pierwszy.
- Jak kiedyś powiedziano, Checo poszedł jak torpeda na początku i prawie nas wszystkich zgarnął. Musiałem zatem, będąc na P2, wykonać unik, ale wyszedłem z tego na P4. To zdarzenie skomplikowało mój wyścig, ponieważ twoja sytuacja się zmienia, gdy jesteś dwie pozycje niżej. Zachowałem swoje opony, wydłużyłem ich żywotność i zabrakło jednego okrążenia do samochodu bezpieczeństwa, co oznaczałoby prawdopodobnie kolejną wygraną. Miałem naprawdę dobre tempo pod koniec, goniąc Maxa i Charlesa, ale było już za późno, ponieważ straciłem dużo czasu w walce z Oscarem.
- Problem z Formułą 1 jest taki, że są weekendy, w których robisz wszystko idealnie. Wyciągasz absolutne sto procent, jesteś prawdopodobnie najlepszym kierowcą w trakcie rundy, maksymalizujesz potencjał i kończysz drugi, trzeci, czwarty lub piąty. Jednak nie trafiasz wtedy na nagłówki, ponieważ nie wygrałeś wyścigu. Są też takie Grand Prix, kiedy nie zrobisz najlepszej roboty, ale w F1 istnieje czynnik szczęścia. Lando dziś go miał i odniósł triumf.