Po zakończeniu GP Monako Carlos Sainz przyznał, że jego reakcja na strategię Ferrari nie była właściwa. Mimo tego nie był w stanie się zgodzić się z zespołem.
Hiszpan zaliczył bardzo trudną niedzielę, w trakcie której uderzył Estebana Ocona, wściekł się na posunięcie swojej ekipy oraz stracił kontrolę nad bolidem na mokrym torze. Ostatecznie dojechał do mety na 8. pozycji.
Po zakończeniu rywalizacji opowiadał głównie o taktyce i tłumaczył, dlaczego zależało mu na przedłużeniu stintu. - Przede wszystkim Monako jest pewną loterią, a dziś było nią dla wszystkich - odparł, pytany o to, dlaczego strategie Ferrari tak często są frustrujące. - Prawdopodobnie mój los był tym najgorszym.
- Pierwszy pit stop to kwestia sporna. Muszę to przejrzeć, bo byłem bardzo szybki na okrążeniu zjazdowym i mogłem zyskać jeszcze dużo czasu w czystym powietrzu. Nagły zjazd mnie sfrustrował, bo nie po to ciągle oszczędzałem opony. Natomiast przede wszystkim nie należało wyrażać tego przez radio. To wynikało z frustracji. Drugi zjazd był loteryjny.
- Mieliśmy wyścig z przygodami. Ciągle goniliśmy Ocona i siedzieliśmy na jego skrzyni. Zaoszczędziłem opony, on miał wolny pit stop, a ja frunąłem na okrążeniu zjazdowym. Zdecydowaliśmy się na nadcięcie, ale prawdopodobnie przy tym tempie, które miałem, mogliśmy być chyba trochę bardziej cierpliwi. Ale mamy to, co mamy.
- Samochód [po kontakcie z Estebanem] był w porządku i nadal spisywał się dobrze. Przy drugim pit stopie byłem jeszcze sfrustrowany pierwszym i chciałem zrobić coś innego niż Ocon. Przeciągnąłem to o jedno okrążenie, ale było już zbyt mokro i straciłem dużo czasu.
- On jechał środkiem toru, a przy tak szerokich samochodach nie było miejsca ani z lewej, ani z prawej. Mieliśmy mały kontakt, ale nic się nie stało. Zahamował bardzo wcześnie, więc spróbowałem, ale tak bywa. Miałem szczęście, a poza tym moje tempo było bardzo dobre. Chciałem spróbować ataku.
Inne zdanie od Carlosa, który przez radio krzyknął, że nie obchodziło go bronienie się przed Lewisem Hamiltonem, miał Fred Vasseur.
- Myślę, że to była dobra strategia - stwierdził szef Ferrari. - Wezwaliśmy go, by pokryć Hamiltona i nie stracić miejsca. To był dobry ruch, bo utrzymywanie pozycji na tym torze jest kluczowe. Może lepiej byłoby przeciągnąć przejazd, gdyby Lewis nam nie zagrażał. O deszczu możemy dyskutować. Nie żałuję, bo nie straciliśmy na tym.