Początek weekendu F1 na Monzy przyniósł nietypowe wydarzenie - safety car rozbił się w Parabolice. Załoga opuściła pojazd o własnych siłach.
Czwartek przed Grand Prix Formuły 1 jest znany jako dzień dla mediów, ale na torze odbywają się również inne aktywności. Jedną z nich jest high speed test, podczas którego samochód medyczny i samochód bezpieczeństwa okrążają obiekt.
Takie jazdy mają na celu kilka rzeczy, m.in. zapoznanie się z trasą przez kierowców oraz sprawdzenie działania wielu systemów w akcji. Często przejazdy, które nie należą do wolnych, są pokazywane na ekranach na torze czy w biurze prasowym, a ponadto włączony zostaje system mierzenia czasów.
Dzisiejszy test zakończył się jednak z hukiem, gdyż Bernd Maylander rozbił się w słynnej Parabolice, ostatnim zakręcie w Świątyni Prędkości. Niemiec tym razem prowadził Astona Martina Vantage, który pełni rolę SC w trakcie wizyty w Italii.
Kraksa w takim miejscu nie należy do najprzyjemniejszych i najbezpieczniejszych, ale załoga wyszła z auta i nie odniosła obrażeń.
Co ciekawe, Sean Kelly, statystyk Formuły 1 i kilku telewizji, zaraz po wypadku napisał na Twitterze (X), że Maylander nigdy nie zaliczył takiej wpadki w samochodzie bezpieczeństwa.
- Byłem na scenie z Berndem Maylanderem wielokrotnie i mówił mi, że nigdy nie rozbił safety cara. Przynajmniej do teraz. Może to reakcja na fakt, że w ostatnich sześciu Grand Prix nie było neutralizacji, co jest najdłuższym takim okresem od 15 lat. Pewnie się znudził!
Aktualizacja, 15:30
Niedługo po zajściu doczekaliśmy się także komunikatu samej FIA, która potwierdziła kilka ważnych rzeczy.
- Aston Martin analizuje przyczynę wypadku, ale możemy potwierdzić, że kierowca i pasażer są cali. Na torze znajduje się dodatkowy samochód bezpieczeństwa, przez co incydent nie będzie miał wpływu na weekend wyścigowy.