Po pierwszym treningu F1 w Meksyku wydarzyła się ciekawa sytuacja. Sędziowie nałożyli karę, która może nigdy nie zostać odbyta.
Robert Shwartzman był jednym z kierowców, którzy pojawili się w otwierającej sesji w ramach przepisu o młodym zawodniku. Reprezentant Saubera nie zaliczył bezproblemowego występu, bo dopuścił się wykroczenia w postaci nierespektowania żółtych flag.
Przyłapano go na wyprzedzeniu Yukiego Tsunody w miejscu, gdzie pokazywano sygnał ostrzegawczy. Takie naruszenie przepisów jest zazwyczaj karane przesunięciem na polach startowych. Tak też stało się w tym miejscu - na Rosjanina z izraelską licencją nałożono karę +5 miejsc na starcie jego następnego wyścigu F1.
Problem polega na tym, że Shwartzman nie ściga się etatowo w Formule 1. Debiut nie jest całkowicie nierealny i mógłby mu przypaść w szalonych okolicznościach, na przykład gdyby w tym sezonie Zhou Guanyu lub Valtteri Bottas byli nagle niedysponowani. Ogólnie jednak istnieje spora szansa na to, że do przesunięcia nigdy nie dojdzie.
- To standardowa kara za wyprzedzanie przy podwójnej żółtej fladze. Chociaż sędziowie zdają sobie sprawę, że ten kierowca nie ma w planach startu w wyścigu, to nałożyli karę zgodną z innymi przypadkami - napisano w uzasadnieniu.
Werdykt nie ma natomiast terminu ważności i mówi tylko o przesunięciu na starcie następnego wyścigu, w którym zawodnik weźmie udział. Jeśli kiedykolwiek taka sytuacja będzie miała miejsce, to decyzja będzie wyegzekwowana.
To bliźniaczo podobne zdarzenie do nieodbytej do dziś kary Jensona Buttona z GP Monako 2017, jego ostatniej rundy w karierze. Brytyjczyk w ramach zastępstwa za Fernando Alonso nie popisał się tam w walce z Pascalem Wehrleinem, za co przyznano mu +3 pola startowe.
Innym zajściem, jakie analizowano po FP1, była kolizja Alexa Albona i Olliego Bearmana. W tym przypadku nie podejmowano żadnych dodatkowych działań.
- Obaj kierowcy zgodzili się z tym, iż Bearman nie ustawił się nierozsądnie, aczkolwiek znajdował się niefortunnie blisko linii Albona. Gdyby Bearman był trochę dalej na torze, nie doszłoby do wypadku. Wszystkie strony zgodziły się z tym, iż był to incydent wyściowy - podali sędziowie.