Afera związana z szefem stajni z Milton Keynes wciąż nie została jeszcze definitywnie zakończona.
Ostatnie tygodnie w środowisku Formuły 1 upłynęły pod znakiem wojny domowej w Red Bullu, co oczywiście jest następstwem mocnych oskarżeń, które zostały wymierzone w Christiana Hornera.
Dochodzenie, które zostało przeprowadzone przez zewnętrznego prawnika, nie doprowadziło jednak do żadnych konkretnych dowodów, w wyniku czego skarga została odrzucona. Wydawało się, że w praktyce powinno to całkowicie zamknąć tę historię, ale następnie wszystko bardzo przyspieszyło i zaczęło rozbudowywać się o nowe wątki.
Jak się okazuje, temat będzie miał swoją dalszą część, gdyż na podstawie informacji zebranych przez De Telegraaf oskarżająca strona, w tym przypadku zawieszona pracowniczka RBR, postanowiła odwołać się od powyższej decyzji. Pierwotnie na taki ruch miała dokładnie 5 dni, aczkolwiek w ramach zatrudnienia nowego prawnika standardowy czas na złożenie odwołania został nieco wydłużony.
Bardzo aktywny przy tym zamieszaniu F1-inisider donosi z kolei, że jeżeli ten krok zakończy się niepowodzeniem, to z automatu ta sprawa zostanie skierowana do sądu cywilnego. Taka możliwość była już przedstawiana w mediach wcześniej.
W międzyczasie redakcja Daily Mail dotarła do osoby z bliskiego otoczenia byłej asystentki Hornera. W opisywanym raporcie przekazano, że sama zainteresowana ma czuć się mocno pokrzywdzona obecną postawą grupy Red Bulla i że jej głównym postulatem jest obecnie doprowadzenie do pełnej przejrzystości w odniesieniu do całego wewnętrznego dochodzenia.
Gdyby tego było jeszcze mało, z przecieków serwisu Motorsport-Total oraz Ralfa Bacha wynika, że tajscy akcjonariusze, którzy pierwotnie stanęli w obronie Hornera, mają mieć teraz nieco inny pogląd. Taki rozwój sytuacji ma być podyktowany kwestiami natury finansowej, gdyż opisywana afera może bardzo mocno odbić się na globalnej sprzedaży popularnego napoju.
Warty odnotowania jest też fakt, że obecni mistrzowie świata cały czas prowadzą poszukiwania osoby, która odpowiedzialna jest za wyciek tajnych informacji do prasy. W gronie podejrzanych tymczasowo miał znaleźć się Helmut Marko, co z oczywistych względów bardzo nie spodobało się Maxowi Verstappenowi, który nie gryzł się w język podczas pobytu w Arabii Saudyjskiej i skutecznie stanął w jego obronie.