Po opóźnionym o pół godziny starcie i pięciu okrążeniach za samochodem bezpieczeństwa sprint w końcu ruszył.

Choć wszystko zwiastowało fascynującą walkę o zwycięstwo, to po triumf bez większych problemów po raz kolejny sięgnął Max Verstappen, który po nietrafionej decyzji o niezjechaniu po intery jeszcze przed właściwym startem szybko odrobił straty i strącił fenomenalnego Oscara Piastriego na 2. miejsce.

Podium uzupełnił Pierre Gasly, który obronił się przed Lewisem Hamiltonem, choć tak naprawdę wcale nie musiał tego robić, gdyż Brytyjczyk został ukarany doliczeniem 5 sekund za wywołanie kolizji z Sergio Perezem, co zrzuciło kierowcę Mercedesa na P7.

Dobrego dnia nie miał za to Checo, który po kontakcie z Hamiltonem spadł z 4. lokaty na 7., a potem, broniąc się przed nacierającym Lando Norrisem, zwiedził pobocze w T14. Perez niedługo po tym został wycofany z rywalizacji i wszystko wskazywało na to, że jego bolid był po prostu uszkodzony po walce z siedmiokrotnym mistrzem.

Pewnym sukcesem są również miejsca 4-5 wywalczone przez zawodników Scuderii Ferrari, którzy po kilku ciekawych pojedynkach nie dali się zepchnąć niżej. Warto przy tym zaznaczyć, że Charles Leclerc znajdował się w grupie kierowców, którzy zostali jedno okrążenie dłużej na wetach, co każe bardzo pozytywnie ocenić sprint w wykonaniu Monakijczyka.

Niespodzianką zawodów był Daniel Ricciardo, który niemalże wywalczył 1 punkt dla swojej ekipy. Ostatecznie jednak George Russell okazał się być niszczycielem dobrej zabawy i w samej końcówce pozbawił Australijczyka 8. miejsca. Honey Badger później został wyprzedzony również przez Estebana Ocona.

Fernando Alonso nie będzie miło wspominał swoich 42. urodzin, bowiem na 4. okrążeniu obrócił się w zakręcie Pouhon i utknął w żwirze, czym wywołał krótkotrwałą neutralizację, za którą może mu podziękować urzędujący mistrz świata.

Z kronikarskiego obowiązku należy też wspomnieć o karze Logana Sargeanta za zbyt szybką jazdę w pit lane, co kosztowało go spadek z P15 na P16.

Przygodę na starcie zaliczył też Yuki Tsunoda, choć realizator nie pokazał sytuacji, po której na samym starcie japoński samuraj spadł na koniec stawki i pozostał tam aż do samej mety.

Ładowanie danych