W 1952 roku Ernest Hemingway wydał chyba swoje najsłynniejsze opowiadanie „Stary człowiek i morze”. Głównym bohaterem historii jest dzielny kubański rybak, Santiago, który bohatersko walczy z gigantyczną rybą. Nasz stary człowiek wcale nie jest taki stary, a morze to już nawet nie „może”, a musi. W tym sezonie Fernando Alonso udowodnił, że jest jednym z najlepszych kierowców w historii Formuły 1 - trzymajmy się faktów!
Klasyfikacja generalna: 4. miejsce
Punkty: 206
Najlepszy wynik: 2. miejsce (GP Monako, GP Kanady, GP Holandii)
Kwalifikacje: 19-3
Kwalifikacje do sprintu: 5-1
Wyścigi: 18-4
Sprinty: 4-2
DNF: 2
Wasza ocena: 7.16 (P2)
Nasza ocena: 7.34 (P2)
Wydaje mi się, że jeśli mamy porównywać Fernando do rybaka z opowiadania Hemingwaya, to potężnym marlinem, z którym walczył Santiago, w tym wypadku byłaby chyba cała Formuła 1. Nie mam na myśli organizacji, ale współczesną naturę tego sportu, który wreszcie usystematyzował serie juniorskie oraz jasno wytyczył ścieżkę kariery wszystkim chłopcom i dziewczynkom, które po nocach śnią o wielkim ściganiu. Jednocześnie też obecny świat wyznaczył termin przydatności, a kilku mistrzów czy świetnych kierowców swoją postawą, decyzjami czy pozornie tylko wypowiedziami potwierdza ten model.
Zaczynasz jako dzieciak. Im lepszy jesteś, tym szybciej przechodzisz przez serie juniorskie. Mistrzostwo F3 albo F2 i potem Formuła 1. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już w okolicach 32., może 35. roku życia ludzie zaczną mówić o spadku formy. Albo sam stwierdzisz, że czas na rodzinę. Tak zrobił Nico Rosberg. Max Verstappen mówi, że nie zamierza ścigać się tu wiecznie, a Kimi Raikkonen pokazał, że okolice czterech dych to już raczej powolny zjazd.
Do tego dochodzi bycie na kontraktowej fali - coś, z czego spadli Ricciardo, Bottas, Grosjean, Magnussen i wielu, wielu innych. Jak będziesz naprawdę dobry, to może dostaniesz szansę, ale jak jej nie wykorzystasz, to druga się raczej już nie trafi. Potem bywasz po prostu takim placeholderem, który wbija się w kalendarz w Outlooku w pracy, żeby nikt nie wcisnął nam spotkania i żebyśmy w spokoju mogli skupić się na zaległych raportach. Jesteś wystarczająco dobry, żeby tu zostać, ale wiemy, czego się po tobie spodziewać.
Wydaje mi się, że Fernando dopiero teraz zaczyna pokazywać nam wszystkim swoje prawdziwe oblicze i sezon 2023 był jedynie zapowiedzią czegoś większego. Kariera Hiszpana to sinusoida pod względem pozycji w klasyfikacji generalnej, mniejsza lub większa, ale także pod względem narzędzi, z jakich korzystał, czy też wizerunku w oczach opinii publicznej. To ostatnie często na własne życzenie. Sinusoida niemal w każdym aspekcie, ale poza jednym - możliwości.
fot. Aston Martin
Nie będę pisał peanów o zwycięstwach w LeMans czy innych Daytonach, ambicjach dakarowych czy pokazem możliwości w Indy 500. Skupmy się tylko na tym, że według obecnie promowanego modelu kariery ten facet teraz powinien co najwyżej sporadycznie wykorzystywać nadarzające się okazje, a w początkowej fazie sezonu - gdyby nie jasna przewaga Red Bulla - trochę niechcący mógł przez niektórych być brany pod uwagę jako kandydat do walki o tytuł mistrzowski. Ba, przed każdym weekendem wyścigowym, nawet w gorszej dla Astona Martina środkowej fazie rywalizacji, Hiszpan zawsze, ale to ZAWSZE był kandydatem do miejsca na podium.
Mówimy o roku, w którym dwa z trzech miejsc na pudle z automatu niemal co rundę powinny być przypisane Bykom, choć Perez czasem niepotrzebnie utrudniał sobie życie. Zaciekła rywalizacja między Mercedesem, Ferrari, a w końcówce McLarenem - i pośrodku tego wszystkiego Aston Martin z jednym kierowcą na mistrzowskim poziomie i drugim... próbującym obronić się w generalce przed parą Alpine i niebędącym w stanie prześcignąć debiutanta w bolidzie, który zaczął działać dopiero od połowy.
Fernando zgarnął 206 punktów i ukończył sezon na 4. pozycji, plasując się w tabeli przed parą kierowców Ferrari(!), McLarena oraz Georgem Russellem - gdyby ktoś przed startem tego sezonu powiedział, że Alonso będzie przed Leclerciem czy Sainzem, mało kto byłby w stanie w to uwierzyć.
Oceniając kierowcę, bardzo trudno o jakiekolwiek wymierne dane. Takie, które można porównać bezpośrednio, no bo przecież nawet w jednym wyścigu może być tak, że zawodnicy jednego teamu mieli inne ustawienia czy strategię. Poza tym zawsze na koniec znajdzie się ktoś, kto przywoła mityczną charakterystykę bolidu. Przecież ten lubi takie, a ten takie, a może tegoroczny jest owaki, a tamten to był robiony pod niego.
Problem w przypadku Nando polega na tym, że jak jedzie na wieś na wakacje, to podobno zatrzymuje się obok każdej stodoły i trzeba go powstrzymywać, bo chce odkręcać każde napotkane drzwi. Polski lotnik miał latać, a on może jeździć i walczyć nimi o punkty, poniżając kolegów z zespołu. Tak było w McLarenie z Hondą i Renault, tak też było w sezonie 2023 w Astonie Martinie. Postarajmy się więc wykorzystać jakąkolwiek logikę i odrobinę analogii. Zaznaczam - nie zawsze w przypadku Formuły 1 ma to sens!
Po co mu ten Aston Martin?
Fernando Alonso zrobił sobie przerwę od królowej sportów motorowych po sezonie 2018, a kiedy Zak Brown mówił „chodźmy po potrójną koronę, mistrzu!”, to gdzieś z tyłu głowy miałem wrażenie, że po nieudanych latach w McLarenie Hiszpan powoli odchodzi na dalszy tor. Nadal jest świetnym kierowcą, jednak tu w F1 chyba już nic dobrego go nie spotka.
Pomijając sukcesy w innych seriach wyścigowych, na sezon 2021 Alonso wrócił do Alpine, gdzie trafił na Ocona. Esteban częściej nie dojeżdżał do mety od Fernando plus odniósł niespodziewane zwycięstwo na Węgrzech, czym zapewnił sobie ponad jedną trzecią dorobku. Rok później perspektywa się zmieniła i to Francuz był w generalce przed Hiszpanem, lecz sezon 2022 to jakieś magiczne dowożenie do mety punktów, których nie dało się dowieźć - np. GP USA i kolizja ze Strollem.
Już wtedy wszyscy wiedzieli, że okej, Fernando nadal ma to coś, ale momentami przypominało to po prostu lata mclarenowe - potrafię dużo, ale muszę mieć okazję się wykazać, aby rzuciło się w oczy, że błyszczę. Przez to, jak Alpine zdobywało punkty (środek stawki), pozycja w górę lub dół nie przeradzała się od razu w budowanie przewagi nad kolegą z zespołu. Z kolei każdy DNF, a było ich realnie 6, pozostawiał po sobie ślad.
Wreszcie mamy sezon 2023, w którym większość z nas sądziła, że Alonso idzie po prostu po dobrą wypłatę - coś jak wcześniej Vettel. Aston Martin nadal był w fazie budowy i ludzie dopiero latem wprowadzili się do nowych zakładów, wciąż korzystając z tunelu aerodynamicznego Mercedesa. W końcówce sezonu 2022 brytyjski zespół zaliczył zwyżkę formy, ale ciągle było widać, że to element jakiegoś procesu, który zakończy się dopiero za kilka lat.
No i teraz proszę. Mamy Sebastiana Vettela, który był wyraźnie lepszy od Strolla w latach 21-22, ale dorobki punktowe nie za każdym razem pokazywały to aż tak dobitnie. To nie były lata czystego upokorzenia Kanadyjczyka, a co najwyżej pokazanie, że owszem, ja jestem czterokrotnym mistrzem świata, drogi kolego. Popełniam błędy, może nie radzę sobie w każdych okolicznościach, ale jestem od Ciebie wyżej.
fot. Aston Martin
Fakty, czyli dlaczego Alonso wielkim kierowcą jest?
Teraz wchodzi ta analogia - Fernando nie był wyjątkowo daleko od Ocona w sezonach 21-22, a przez błędy zespołu, liczne DNFy w bolidzie z numerem 14, mniej wprawione oko musiałoby doszukiwać się niuansów. Ta różnica nie była tak duża jak w Astonie, a lata lecą. Tak oto Hiszpan w lipcu 2022 skończył sobie 41 lat, zmienił zespół kolejny raz w swojej karierze i sami nie byliśmy pewni, czy szedł tam po to, żeby głaskać syna właściciela, czy może walczyć o swoje. No czego można się było spodziewać?
Na pewno nie tego, że Alonso zdobędzie 6 podiów w pierwszych 8 wyścigach! W tym należy pamiętać o Monako, gdzie gdyby zastosowano nieco bardziej agresywną strategię, to możliwe było nawet zwycięstwo. Serię skończył P2 zdobytym w Kanadzie, które było ostatnim tak mocnym weekendem wyścigowym Astona w tej fazie sezonu. Właśnie wtedy przy okazji Grand Prix Austrii pojawiły się poprawki i kombinacje z ustawieniami, których ekipa kompletnie nie była w stanie zrozumieć.
Często zdarzało się, że latem nikt nie był w stanie przewidzieć, o jakie miejsca w czołowej 10 będzie walczył Alonso. Poza Austrią tak było w Wielkiej Brytanii, Węgrzech, Belgii, Włoszech, Singapurze, Japonii, Katarze, USA i Meksyku. Wyjątkiem w tym cyklu była Holandia, gdzie również Hiszpan był zdecydowanie bliżej zwycięstwa, niż mogliśmy przypuszczać, a ostatecznie skończyło się na P2. W końcówce sezonu brytyjski team zaczął znowu powracać do poprzednich ustawień, co zaowocowało jeszcze podium w Brazylii, które najbardziej odczuwalnie pozwoliło obronić Alonso 4. pozycję w generalce, pomimo identycznego dorobku punktowego do Leclerca.
W kolejce do wyprzedzenia go czekała cała trójka, bo poza Monakijczykiem stali tam jeszcze Norris i Sainz, a różnica między tym ostatnim, zajmującym 7. miejsce w tabeli, a jego rodakiem na 4. pozycji, wynosiła po Abu Zabi zaledwie 6 punktów. To właśnie te podia na początku sezonu sprawiły, że Hiszpan otwarcie może mówić o jednym ze swoich najlepszych sezonów w karierze. Co więcej, ten facet w zupełnie nowym zespole, kompletnie nowym aucie, w pierwszym wyścigu pokazał nieziemską pewność siebie, ładując Hamiltonowi bombę na dohamowaniu do zakrętu numer 10. To zdecydowanie jeden z najładniejszych manewrów wyprzedzania zeszłego roku - już w pierwszym wyścigu dla Astona!
fot. Aston Martin
Rocky Balboa z Oviedo
Do tego dołóżmy jeszcze niesamowitą serię Q3 w kwalifikacjach. Przez 17 weekendów z rzędu, aż do Grand Prix USA, Alonso zawsze kończył kwalifikacje w czołowej dziesiątce - nawet Verstappen miał wcześniej problemy w Arabii Saudyjskiej i Singapurze. Przy tym wszystkim Lance Stroll nie był nawet cieniem dla Fernando - 74 punkty przy 206 oczkach Pana kierowcy z Oviedo.
Kiedy zieloni dostali skrzydeł, to Fernando pokazał, że tak naprawdę to on jest teraz w swojej najlepszej życiowej formie. Sam jasno porównał ten sezon do 2012, który w jego opinii był najmocniejszym w karierze. Ciekawe w kontekście tytułów 2005-2006, ale w sumie on lubi tak mówić. Mało tego, Alonso wciąż komplementował Strolla, wypowiadał się z uznaniem o Verstappenie, a podczas wywiadów i konferencji bywał wyjątkowo wyluzowany. Miał zresztą czas oraz ochotę np. podziwiać kwiatki przy okazji mix zony w Miami.
To jedno z najlepszych wcieleń Fernando, jakie mogliśmy kiedykolwiek zobaczyć. Biorąc pod uwagę, jak szybko przestawił się z trybu Alpine na tryb Aston Martin, jak dogadał się z nowym otoczeniem i odnalazł w gronie kierowców młodszych o kilkanaście lat, jest to niewiarygodne. Stary człowiek i wcale nie może, bo on po prostu musi, skoro ma tak gigantyczny talent i umiejętności.
Jeżeli tylko w sezonie 2024 dostanie jeszcze lepsze narzędzie, to jak zawsze wyciśnie z niego 101%. Alonso był jednym z najlepszych kierowców w tym sezonie, co wskazujecie także Wy w ocenach, a dla mnie jest bohaterem. Dzięki niemu przedstawiciele pokolenia Y, czyli takie młodsze dziady po 30-stce jak ja widzą, że choć w sporcie jak w wielu innych dziedzinach wiek jest odczuwalny, to absolutnie nic nie jest przesądzone. Fernando Alonso to Rocky Balboa, change my mind!