Zakończyła się analiza zajścia z udziałem szefa Haasa, który na początku weekendu w Hiszpanii skomentował pracę arbitrów.
Z powodu wezwania w tej sprawie Włoch znalazł się w trudnej sytuacji, bowiem po wpadce z 2019 roku groziły mu poważniejsze konsekwencje niż tylko grzywna (szczegóły TUTAJ).
Ostatecznie skończyło się jedynie na reprymendzie za niewłaściwe zachowanie wobec oficjeli, czyli użycie języka, który może doprowadzić do obrazy czy upokorzenia, a także być po prostu nieodpowiedni. W kwestii zapisów Międzynarodowego Kodeksu Sportowego, które dotyczą działań na szkodę zawodów i wyrządzania szkód moralnych FIA, nie podejmowano żadnych decyzji.
Głównym problemem było nazwanie oceniających zawody laikami, co padło w odniesieniu do tego, że w innych sportach zatrudnia się profesjonalistów na pełen etat. W opinii arbitrów było to obraźliwe nie tylko względem sędziów GP Monako, ale również innych reprezentantów FIA oraz wielu wolontariuszy.
Zaakceptowane zostały jednak wyjaśnienia Steinera, według których nie chodziło o wytknięcie braku profesjonalizmu, umiejętności lub kwalifikacji, ale opisanie ludzi, którzy nie wykonują takich prac zawodowo.
Szef Haasa postanowił wystosować przeprosiny, które zostały przyjęte. Sędziowie nie podważali jego deklaracji o tym, że gdyby zależało mu na urażeniu kogoś, to użyłby zdecydowanie innych słów.
Ponadto w dokumencie podkreślono, że każda strona ma prawo do niezgadzania się z arbitrami i jakąkolwiek ich opinią, jednakże stanowczo zaznaczono, że taki sprzeciw należy wyrażać z szacunkiem.