Andrea Stella wytłumaczył, jak z perspektywy zespołu wyglądało GP Kanady, w którym McLarenowi uciekła szansa na zwycięstwo.

Stajnia z Woking ma za sobą słodko-gorzki weekend. Choć była bardzo konkurencyjna i zdobyła wysokie miejsca, to i w kwalifikacjach, i w wyścigu nie zabrakło jej wiele do zgarnięcia pełnej puli.

Wczoraj, gdy Lando Norris nagle wypracował sobie ponad 10 sekund przewagi, wyglądało na to, że drzwi do drugiego zwycięstwa w karierze zaczynały się otwierać. Wtedy jednak, po kraksie Logana Sargeanta, wypuszczono samochód bezpieczeństwa, który zgrał się z nadchodzącymi opadami i postawił lidera w trudnej sytuacji. Brytyjczyk nie zjechał przy pierwszej okazji, co okazało się bardzo kosztowne.

- Wygląda na to, że była jakaś sekunda, może 1,5 sekundy, od miejsca, w którym trzeba było albo skręcić, albo pojechać prosto [do alei] - tłumaczył szef McLarena, Andrea Stella. - Patrząc po fakcie, można było wcześniej powiedzieć kierowcy, że w razie neutralizacji ma zjechać, aby zareagował instynktownie. Obserwowaliśmy jednak deszcz, którego intensywność spadała. Nie chcieliśmy więc zjechać po nowe przejściówki w momencie, gdy stare mogły być wystarczające na lekkie opady.

- Samochodom z tyłu przyszło to łatwiej, bo mogły zrobić odwrotnie. Lando miał dziś małego pecha nie tylko w odniesieniu do jego położenia w chwili wypuszczenia SC, ale też fazy wyścigu. W tamtym okresie był zdecydowanie najszybszy. 

Włoch zdradził również sekret rakietowego tempa, które wyprowadziło Norrisa na prowadzenie w pierwszej fazie.

- Wiedzieliśmy, że przetrwanie do [drugiego] deszczu nie będzie łatwe. Oczekiwaliśmy, że spadnie po około 30 okrążeniach. Opony przejściowe miałyby problemy, aby wytrwać tak długo. Ponieważ nie mieliśmy żadnej presji, zaczęliśmy oszczędzać ogumienie bardzo, bardzo wcześnie, nawet gdy było to niepotrzebne. Szukaliśmy chłodnych miejsc na torze i mokrych fragmentów, aby upewnić się, że opony pozostaną w dobrym stanie do czasu, aż tor zacznie stanowić większe wyzwanie.

- Nie było tu żadnej magii. Nasze położenie podczas pierwszego stintu pozwoliło nam na tę strategię bez żadnych strat, bo nie mieliśmy nacisków z tyłu. 

Sam Norris podszedł do sprawy dość surowo i skupił się na tym, że drugie miejsce w takich okolicznościach to raczej pierwsze przegrane.

- Powinniśmy byli wygrać wyścig, ale tego nie zrobiliśmy, więc jest to frustrujące - ocenił Lando. - Mieliśmy tempo. Może nie na koniec na suchym torze, ale okazało się, że to nie miało większego znaczenia. Ale tak, powinniśmy byli wygrać. Prosta sprawa. Nie zrobiliśmy odpowiedniej roboty jako zespół, gdy trzeba było zjechać i nie zostać za samochodem bezpieczeństwa.

- Nie sądzę, że to kwestia szczęścia. Nie uważam nawet, że było jak w Miami. Tu po prostu błędna decyzja, za którą odpowiadam i ja, i zespół. Powinniśmy byli wygrać. Jesteśmy już na poziomie, na którym nie satysfakcjonuje nas P2. Celem jest wygrana, ale jej nie osiągnęliśmy. Trudny wyścig, chociaż finisz na 2. miejscu, gdy mogło być o wiele gorzej, i tak jest dobry. Tu nie chodziło nawet o timing samochodu bezpieczeństwa. Miałem wystarczająco dużo czasu, aby zjechać, ale nie zrobiliśmy tego. To jest nasz zespołowy błąd.