James Vowles i Logan Sargeant skomentowali całkowicie niepotrzebną przygodę Amerykanina, do której doszło już w pierwszym treningu F1 przed GP Japonii.
Po piątkowych jazdach Williams ponownie nie schodzi z nagłówków z uwagi na uszkodzenia swojego bolidu. Tym razem winowajcą jest Sargeant, ale na szczęście jego wypadek nie doprowadzi do konieczności wycofania jednego auta z wyścigu.
Skala zniszczeń nie jest taka jak w Australii, ale to nie oznacza, że ktokolwiek w zespole ma powody do zadowolenia. Zniszczeniu uległy nowe elementy, a dla szefa stajni najgorsze jest to, że kraksa wzięła się z zagapienia kierowcy.
- Na wzgórzu [Logan] nie był w stanie ocenić swojej pozycji na torze - zdradził James Vowles. - Wygląda na to, że nie do końca zrozumiał, gdzie był. Na zewnętrznej jest trawa, a on zahaczył o nią kołem.
- Rozmawiałem z nim przez cały tydzień, całe te tygodnie, bo to taki okres, kiedy trzeba być blisko kierowcy. W pewnym sensie postawiłem go w trudnej sytuacji i to bez jego winy. Ale szczerze mówiąc, był naprawdę dobrze nastawiony przez ten tydzień i nawet wczoraj wieczorem, gdy porozmawialiśmy około 21-22. Po prostu chciał wrócić do auta i pojechać ponownie, bez żadnego zamiaru udowodnienia, że to on zasługuje na fotel. Chciał podejść do tego normalnie.
- To, co stało się tutaj, nie było błędem kierowcy z powodu naciskania na limicie. To inny błąd, frustrujący ze wszystkich stron, bo nie był na granicy osiągów samochodu. Była o wiele większa możliwość skręcenia. On zwyczajnie nie wiedział, w jakim miejscu bolid znajdował się na torze, w odniesieniu do tego, czego sam się spodziewał. Nie sądzę, że widzieliśmy tu reakcję kogoś, kto nie pojechał w Melbourne. To raczej taka sytuacja, która może się zdarzyć kiedykolwiek.
- Uszkodzenia są znaczące. Chassis na szczęście ma się dobrze, ale powiedziałbym, że wszystko inne już nie. Całe zawieszenie, pęknięta skrzynia biegów... To duże uszkodzenia.
Do pomyłki, która doczekała się nawet dość bezpośredniego określenia, przyznał się sam zawodnik.
- Umieściłem samochód w miejscu, z bycia w którym nie zdawałem sobie sprawy - potwierdził Sargeant. - To trochę głupi błąd i taki, którego nie powinienem popełnić szczególnie w FP1. Na szczęście to nie była to taka pomyłka jak w zeszłym roku, kiedy naciskałem za mocno. Pomimo tego i tak doprowadziłem do pewnych zniszczeń, ale skończyło się lepiej, niż mogło.