Paradoks Micka Schumachera dobiega końca. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że gdyby był to "zwykły" niemiecki kierowca, przykładowo nazywający się Hans Gruber, to dużo szybciej wszyscy stracilibyśmy cierpliwość. Dopóki krył go rosyjski przeciętniak, to przymykaliśmy oko na dziwne zachowania na torze czy absurdalne błędy. Jednak w tym roku pojawił się duński John McClane, a zespół Haasa zamienił się w Nakatomi Plaza.
Klasyfikacja generalna: 16. miejsce
Punkty: 12
Najlepszy wynik: P6 (GP Austrii)
Kwalifikacje: 6-16 vs Magnussen
Wyścigi: 13-7 vs Magnussen
DNF: 2
DNS: 1
Wasza ocena: 4,48 (P19)
Nasza ocena: 4,34 (P19)
Powrotu nazwiska Schumacher do F1 mogliśmy być pewni. Nie dało się tego uniknąć, jak tylko syn swojego ojca zaczął wspinać się po kolejnych szczeblach kariery juniorskiej. Wielokrotnie mówiliśmy o tym w podcastach oraz tutaj w tekstach. To zawsze jest miecz obosieczny.
Z jednej strony skrót MSC otwiera Ci wiele drzwi, w tym te w Maranello, lecz z drugiej na plecach masz gigantyczny cel, a na barkach dźwigasz ogromny ciężar. Na niego składa się ocena jazdy zanim dotkniesz bolidu, kosmiczne oczekiwania związane z genami i krytyka przy każdej możliwej okazji. To wszystko się równoważy, a nawet może się wydawać, że jednak plusy są sporo większe, bo oszczędzają dużo potrzebnej w motorsporcie gotówki.
Zeszły rok to był oczywiście problem pewnej niewymierności. Haas oszczędzał pieniądze, kompletnie olał VF-21 i dostaliśmy zdecydowanie najgorszy bolid w stawce. Schumacher z Mazepinem stanęli w tym samym miejscu co Russell z Kubicą w 2019 roku. Jedyne realne pojedynki na torze ograniczały się do walki wewnątrz zespołu. Mick był bezapelacyjnie lepszym z tego duetu, ale popełniał sporo błędów. Rozbijał samochód o wiele częściej od Nikity, a co za tym idzie, kosztował sporo Gene'a Haasa. W ich sytuacji to nie były dobre informacje. Jednak Niemiec był chwalony. Nawet Jock Clear mówił, że wyciąga on wnioski i widać że szybko się uczy.
Nie wiem, czy mogliśmy być dalej od prawdy. Początek sezonu pokazał, że szukanie limitów nadal średnio wychodzi młodemu kierowcy. Najpierw dzwon w Arabii Saudyjskiej eliminujący go z wyścigu, potem rozpołowiony bolid w Monako w sekcji basenowej. Tam przyszło ostrzeżenie od Steinera i trudno było się dziwić. Grube miliony wydawane na naprawianie auta z numerem 47 musiały w końcu przynieść wściekłość szefa ekipy. Dosłownie chwilę wcześniej zaczęły się medialne dywagacje, że Włoch miał już myśleć o pozbyciu się Micka.
Trudno było się dziwić. Rozbijanie sprzętu nie było najbardziej palącym problemem u Schumachera. Wojna na Ukrainie, zdrapanie naklejek Uralkali i pozbycie się świńskiego blondyna otworzyły nowe drzwi. Testy pokazywały, że Haas jest w kompletnie innym miejscu. Limity budżetowe sprawiły także, że można było zrezygnować z zatrudniania paydriverów. To przyprowadziło syna marnotrawnego, który znowu mógł zacząć trzaskać drzwiami. Kevin Magnussen, co by o nim nie mówić, to szybki kierowca, który miał być świetnym barometrem dla Micka. Porównanie zdecydowanie bardziej wymierne niż rok wcześniej.
Tu jednak pojawił się problem. Wszyscy spodziewaliśmy się zardzewiałego Duńczyka. Dawaliśmy mu przed sezonem swego rodzaju taryfę ulgową. Przecież Barcelona ominęła go kompletnie, a dodatkowo miał rok przerwy. Ale to nie przeszkodziło mu w trzykrotnym zapunktowaniu (plus w sprincie) w pierwszych czterech wyścigach sezonu. Kiedy Kevin był piąty, dziewiąty, czternasty i dziewiąty (plus ósmy w sprincie), Mick był jedenasty, nie startował, trzynasty i siedemnasty. Weryfikacja przyszła szybciej, niż oczekiwaliśmy, a dodatkowo nie w tę stronę.
Magnussen triumfował w czasówkach 16 razy, a Schumacher jedynie 6. W wyścigach - nie licząc DNFów - Niemiec wygrał stosunkiem 10-6, a licząc z nimi 13-7. Tylko mamy trochę niewymierne porównanie. Haas robił wszystko, co mógł, aby psuć niedziele swoimi strategiami, a upodobali w tym sobie Duńczyka. Generalnie jednak sama próba "oka" pokazywała, że u Niemca czegoś brakowało.
Sytuację trochę poluzowały punkty na Silverstone oraz w Austrii. Jednak nie przełożyło się to na stałą zwyżkę formy. Zwyczajnie było tego za mało. Czy wymagaliśmy zbyt wiele? Chyba nie, bo pomimo słabej formy i nabijania kosztów nadal wiele osób dawało Mickowi czas. Pojawiały się plotki o Astonie Martinie, Esteban Ocon chciał go w Alpine, a Toto Wolff twierdził, że zasługuje on na miejsce na gridzie.
Prawda jest jednak taka, że szklana pułapka związana z nazwiskiem nie miała tutaj tak wiele do gadania, jak nam wszystkim się wydaje. W tym sezonie nawet było odwrotnie. To biedny Mick, który jest synem swojego ojca, więc był przez to zbyt surowo oceniany. Naprawdę można było odnieść wrażenie, że wszedł pod swego rodzaju ochronny klosz. Przekleństwo zamieniło się w błogosławieństwo. Nawet po ogłoszeniu Nico Hulkenberga ludzie nadal zastanawiali się, czy to przypadkiem nie jest błąd. Przecież Mick ma lepsze perspektywy.
Moim zdaniem wynikało to z faktu, że nazwisko Schumacher i skrót MSC na live timingu otworzyły pewne zapadki we wspomnieniach, niczym memberberries w South Parku. Nagle widziano skaczącego kierowcę w kombinezonie Ferrari, w głowach brzmiało combo niemiecko-włoskich hymnów. Nostalgia zatarła pewien czysty osąd jazdy młodego Schumachera w wielu mediach, a szczególnie tych za naszą zachodnią granicą. Nie było zwyżki formy, nie było progresu. Mick może bronić się ile chce słabym autem z 2021 roku. Jednak twierdzenie, że w tym sezonie powinien być traktowany jak debiutant, to spore nadużycie.
Haas postanowił odciąć pępowinę i wydaje się to słuszną decyzją. To, kogo wybrali na następcę, jest tematem na inną dyskusję. Jestem w stanie kupić argument o swego rodzaju pewności i spokoju. To się pewnie Steinerowi przyda. A czy Mick zasłużył na trzeci sezon? Wydaje mi się, że czekałby nas casus Latifiego. Rok, który absolutnie nic by nie zmienił.
Czy to pożegnanie z nazwiskiem Schumacher na gridzie? Możliwe, że nie. Jednak prędzej uwierzę, że ktoś sprawdzi syna Ralfa, Davida, niż wejdzie znowu do rzeki z napisem Mick. Jeżeli w tym roku, przy bardzo ambitnych próbach wciśnięcia go gdziekolwiek przez agentów, się nie udało - marne szanse, że uda się w przyszłości.