Rzadko zdarza się, aby padok Formuły 1 był tak bardzo zdziwiony dość podstawową rzeczą. W czwartek w Szanghaju nikt nie wiedział, na dokładnie jakim torze rywalizować będą kierowcy.

Pod tym względem był to naprawdę przedziwny dzień. Przed przyjazdem do Chin przedstawiciele różnych zespołów wspominali o wszechobecnych niespodziankach, a w niektórych wypowiedziach przewijała się nawet nowa nawierzchnia. Nikt jednak nie miał pewności, co tak naprawdę się stało.

Dzień dla mediów, a więc czwartek przed weekendem wyścigowym, długo nie przynosił żadnej odpowiedzi. Asfalt był tematem rozmów z zawodnikami, właśnie jako jedna z tych niewiadomych, ale bardzo szybko wszyscy zorientowali się, że każdy mówi co innego.

- Nie wiem, czy FIA i zespoły rozumieją dokładnie, co tu się wydarzyło i czy to była pełna wymiana, czy pokrycie dziwną powłoką - zaznaczał Carlos Sainz. - Wygląda jak coś wyjątkowego. Jak coś, czego nie widzieliśmy jeszcze na torach F1.

- Mam przeczucie, że nie będzie jak w Turcji 2020. To był szczególny przypadek. Ale jeżeli pojawi się ziarnienie, możemy mieć trochę znaków zapytania przy wybieraniu opon na resztę weekendu.

Gdy wsłuchiwaliśmy się w szczegóły, wyglądało na to, że im dłużej słuchamy, tym mniej wiemy. W pewnym momencie dosłownie każdy miał swoje trzy grosze - jedni wiedzieli o wymianie, inni też o wymianie, ale jakiś czas temu, a jeszcze inni o malowaniu. To i tak na pewno nie jest koniec wersji wydarzeń, bo każda różniła się tu czy tam, a kierowcy chętnie sięgali po sformułowanie, że stuprocentowo pewni zwyczajnie nie są.

Najwięcej uwagi przykuł aspekt malowania, który jako pierwszy poruszył Daniel Ricciardo. Gdy zapytałem przedstawiciela Pirelli o tę kwestię, to zrobił po prostu wielkie oczy i przyznał, że byłby mądrzejszy, gdyby nie środowy deszcz. Wbrew nagłówkowi, dla mnie pierwszym dniem na torze była właśnie środa, ale można potraktować ją trochę jako dzień zerowy. Ulewa faktycznie była potężna i wielogodzinna, więc da się zrozumieć, dlaczego sprawdzenie suchego toru było utrudnione.

Zanim sprawa zaczęła się wyjaśniać, powiedziałem do Lance'a Strolla wprost, aby podzielił się tym, co wie, bo każdy - podkreślam - mówi co innego. Kanadyjczyk odpowiedział, że pewnie sam wiem więcej od niego, po czym wymienił kilka różnych wersji. Najwięcej zdziwienia ciągle budziło to malowanie, o którym w przeszłości słyszał przede wszystkim Oscar Piastri. Problem polegał na tym, że Australijczyk miał na myśli inne czasy.

- Sięgam daleko, ale gdy ścigałem się zdalnie sterowanymi samochodzikami, to często tory malowano jakąś taką czarną farbą - przypomniał kierowca McLarena.

Tajemniczy asfalt zdominował pierwszy dzień na torze F1 w Chinach

fot. Parcfer.me

W wykazie FIA, który jest częścią notatek dyrektora wyścigu, nie wspominano o nowym asfalcie, ale to nie zastopowało pytań. Ostatecznie przedstawicielom Federacji udało się potwierdzić kilka konkretów. Nawierzchnia nie jest zmieniona, ale została trochę wygładzona, a w zeszłym roku pokryto ją specjalną farbą/powłoką, określaną tu jako bitumen paint, której zadaniem jest zapewnienie długowieczności asfaltowi i sprawienie, że kamienie nie będą odpadały.

Ponoć jest to rozwiązanie stosowane w tym regionie (oraz np. USA), także na zwykłych ulicach. I faktycznie - patrząc z okna mojego hotelu, droga jest jakaś taka... ciemniejsza niż zwykle. Czy to cokolwiek oznacza? Nie mam pojęcia.

Ma je FIA, która oczekuje nawet poprawy przyczepności, lecz trakcie tego dziwnego zamieszania pojawiały się też inne głosy - zresztą musiały, bo w końcu każdy mówił co innego. Niektórzy za to naprawdę opowiadali z sensem i mieli uzasadnione wątpliwości.

- Obawę budzi to, że możemy mieć nierówny poziom przyczepności od fazy wejścia do środka zakrętu, w każdym zakręcie - ocenił Ayao Komatsu. - Jeżeli to będzie zmienną, zrobi się trudno. Mamy weekend ze sprintem, godzinę czasu i trzy przejazdy na okiełznanie bolidów z małą i dużą ilością paliwa. To będzie wielkie wyzwanie.

Do teraz niełatwo ocenić, kto ma rację. Trzeba będzie zaczekać na początek akcji na torze. Po wysłuchaniu tylu wersji wydarzeń to wszystko zwyczajnie się miesza. Test oka, ręki i podeszwy buta nie pozostawia jakichś wielkich wątpliwości, ale... to żaden test. Choć z drugiej strony pokusiłbym się o stwierdzenie, że gdyby nie ten chaos informacyjny i gdyby z wyprzedzeniem pojawił się jasny komunikat, byłby to znacznie mniejszy temat.

Nie da się natomiast ukryć, że podczas spaceru po obiekcie da się zauważyć różne kolory podłoża. To akurat tłumaczono powolnym znikaniem farby na linii wyścigowej i coś w tym jest, ale po poważnym przemyciu trasy przez ulewy i teście z udziałem samochodu bezpieczeństwa linię w wielu sekcjach najlepiej pokazują ślady opon.

Zabawne w tym wszystkim jest to, że na track walku zapach farby trochę mi towarzyszył. Powód był jednak inny - pracownicy tylko malowali coś na poboczach.