Po serii kontrowersyjnych kar, jakie nałożono podczas GP Stanów Zjednoczonych, Yuki Tsunoda uznał, że sędziowie F1 oczekują od obecnej stawki jazdy na poziomie sztucznej inteligencji.
Po zawodach w Austin na tapecie środowiska F1 ponownie znalazły się działania arbitrów, którzy swoimi ówczesnymi decyzjami doprowadzili do kilku kontrowersji. Jednym z ukaranych kierowców został Yuki Tsunoda, który za wyjazd poza tor podczas walki z Alexem Albonem otrzymał na swoje konto dodatkowe 5 sekund.
Sam zainteresowany podczas dnia medialnego w Meksyku odniósł się do tej kwestii i wyraził swoje niezadowolenie z obecnego poziomu sędziowania. Tsunoda zaznaczył także, że brak zmian na tej płaszczyźnie doprowadzi do tego, iż F1 stanie się czymś na wzór autonomicznych wyścigów bez udziału kierowców. Co ciekawe, takie coś miało już miejsce w tym roku na torze w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
- Mam wrażenie, iż oczekują od nas, że będziemy jeździć jak maszyny, jak sztuczna inteligencja, jednocześnie starając się przestrzegać wszystkich zasad - wyznał Tsunoda. - Przecież my się ze sobą ścigamy. Dlatego też ludzie nas oglądają i oczekują z naszej strony twardej, pasjonującej walki. Jeżeli będą nam to odbierać, [pojedynki w F1] zaczną przypominać potyczki sztucznej inteligencji, czyli coś na wzór tego, co działo się w Abu Zabi.
- Jak dobrze pamiętam, inni kierowcy też narzekali przez radio. Oczywiście ten wątek systematycznie przewija się w środowisku już od wielu lat. Mam jednak nadzieję, że pewnego dnia uda się wypracować jakieś rozwiązanie lub przynajmniej jakkolwiek coś zmienić.
- Trudno jest być zgodnym na tej płaszczyźnie, ale uważam, że najbardziej rozsądną rzeczą, jaką mogą zrobić sędziowie, jest większe słuchanie doświadczonych kierowców, którzy wcielają się w rolę arbitrów. Jak wiemy, za każdym razem w takim gronie znajduje się taka osoba, która może z lepszej perspektywy ocenić dane zdarzenie. Jestem więc zdania, że byli kierowcy powinni mieć więcej do powiedzenia w kwestii podejmowania decyzji o karach.
Wątek wytycznych i sędziowania doczekał się wczoraj wielu komentarzy. Niektórzy apelowali o zmiany zasad, a inni o zmiany na torach.
- Szczerze mówiąc, bardzo trudno myśleć o wytycznych, gdy masz zamiar wykonać manewr i zahamować 20 metrów później po wewnętrznej - tłumaczył Carlos Sainz. - Ja nie zastanawiam się, czy będę z przodu na wierzchołku i czy może powinienem odpuścić hamulec, aby tam być. Może inni kierowcy tak robią. W Austin naciskałem jak cholera, aby wyprzedzać, ale nie myślałem o tym. Chciałem być tylko agresywny, ale uczciwy.
- Możemy rozmawiać o wytycznych, ale moim zdaniem trudno będzie wyeliminować ten problem, dopóki tory nie dadzą nam pomocnej dłoni. Jeśli wyłożylibyśmy żwir na wyjściu z zakrętu nr 12, to Lando nie pomyślałby o tak późnym hamowaniu. Max za to zastanowiłby się dwa razy.
W podobnym tonie wypowiedział się też Alex Albon: - Możemy kłócić się o każdy manewr czy obronę, ale nie mamy takich problemów, gdy jedziemy do Singapuru czy Monako. Gdy wiemy, że jest jeszcze kawałek asfaltu, to jest łatwiej. Zawsze można kogoś wypchnąć i uznać, że to mój zakręt. Można tak samo utrzymać się po zewnętrznej i mówić o wypchnięciu. Tego uczymy się już jako dzieci. Wiemy, jak grać w te gry i jak trudno ocenić, kto jest winny.
Pierre Gasly wypunktował natomiast wątek prawa do zakrętu: - Jest jedna zasada, która musi się zmienić. Chodzi o ten priorytet i bycie pierwszym na wierzchołku. Ale ile kontroli nad samochodem trzeba wtedy mieć? Można doprowadzić do tego, że będą same nurkowania z daleka, bez decydowania się na pokonanie zakrętu, aby tylko mieć przednią oś szybciej na wierzchołku. Rozumiem to, ale ten przepis i sposób jego zapisania muszą się zmienić, abyśmy mieli więcej uczciwej walki.