Tymek Kucharczyk zakończył GP Makau na 13. miejscu, przebijając się aż o 11 pozycji w niedzielnym wyścigu głównym. To imponujące odrobienie strat, szczególnie na tak trudnym i ciasnym torze jak Guia Circuit, lecz oczywiście głównym problemem pozostaje to, że straty w ogóle trzeba było odrabiać. Polski kierowca z tego powodu czuje spory niedosyt i twierdzi, że mógł osiągnąć więcej, niż pokazuje tabela.

Reprezentant biało-czerwonych po 20 latach powrócił na słynny obiekt w Makau, aby stawić czoła największemu wyzwaniu w juniorskim motorsporcie. Kucharczyk złapał tempo i czuł się dobrze, ale w drugiej czasówce popełnił błąd w bardzo niefortunnym momencie. To nieprawdopodobnie utrudniło mu walkę o świetny wynik.

Format GP Makau sprawiał, że nie wszystko zostało stracone już w piątek. Wyścig kwalifikacyjny, który ustala pozycje przed głównym daniem weekendu, wymagał od Tymka przebicia się o wiele miejsc. Niezbędne było ryzyko, a przy próbie ataku z daleka Kucharczyk przesadził i musiał ratować się strefą ucieczki. Wiązało się to ze spadkiem na P24 i postawiło go pod ścianą przed niedzielą.

Ta okazała się bardziej fortunna niż dwa poprzednie dni. Polskiemu kierowcy udawało się unikać kłopotów, a tych u rywali nie brakowało. Różne zajścia i incydenty psuły występy sporej liczbie zawodników, a Tymek wspinał się o kolejne lokaty. Na mecie zameldował się jako 13., odrabiając aż 11 miejsc, najwięcej ze wszystkich.

Podczas naszej rozmowy Kucharczyk wrócił jeszcze do soboty. Otwarcie przyznał, że przesadził, szukając swoich szans, gdy nie pozostało nic innego. Pomyłka natomiast pozwoliła mu skutecznie wyciągnąć wnioski przed niedzielą.

- Wczoraj przedobrzyłem. Chciałem zrobić trochę za dużo jak na tamte warunki - powiedział kierowca VAR.

- W dzisiejszym wyścigu nie jechałem za to spokojnie. Wiedziałem, że czasami będę musiał trochę zaryzykować, aby zdobyć pozycję. Ryzyko było podejmowane, ale powiedzmy, że w taki logiczny sposób. W taki, dzięki któremu wiedziałem, że nie zakończę wyścigu na tym zakręcie. Pod tym względem zrobiłem progres, nawet w porównaniu do wczoraj. 

- Podniosłem się tak samo jak po kwalifikacjach. Szybka analiza, samorefleksja i wiedziałem, co zrobiłem źle. Miałem również świadomość, że takie błędy się zdarzają, bo w końcu się tu ścigamy. Oczywiście byłem także trochę sfrustrowany, głównie po tych kwalifikacjach, więc to trochę narastało we mnie.

Niedziela dała mu pewne powody do zadowolenia, choć na gorąco, po wyjściu z bolidu, nie skakał do góry i rzucił tylko, że udało mu się przetrwać. Później wyjaśnił, że przetrwanie nie było takie pewne, a wokół było gorąco.

- Startowałem praktycznie jako ostatni i wiele do stracenia tu nie miałem, aczkolwiek oczywiście chcesz unikać problemów na torach ulicznych. Szanse na te problemy są tu większe, ale po prostu wiedziałem, gdzie chcę umieścić auto, aby tego uniknąć. To wychodziło.

- Byłem zaangażowany w parę incydentów. Doszło do nich bardzo blisko mnie, lecz udało się je ominąć i dojechać z czystym nosem do końca wyścigu. Nie było to łatwe, bo na takim obiekcie jak w Makau nie ma ani dużo miejsca, ani czasu na te szybkie decyzje. Trzeba też liczyć na trochę szczęścia, że to się jakoś ułoży. 

- Sam wyścig był czysty i tu nie mam sobie naprawdę nic do zarzucenia. Zrobiłem maksimum. Wyciągnąłem tyle, ile się dało. Miałem najwięcej zyskanych miejsc ze wszystkich zawodników, a przecież wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo w ten weekend, w tej końcówce, w tych dwóch ostatnich wyścigach. Ostatecznie po tym błędzie w czasówce więcej nie dało się zrobić. 

Zapytany, czy ma taki niedosyt, że aż chciałby tutaj wrócić, odpowiedział twierdząco. Poza tym wskazał, że czuł się na Guia Circuit dużo lepiej, niż pokazują wyniki.

- Zdecydowanie. Zdecydowanie jest niedosyt i chęć, żeby tutaj wrócić. To niesamowity obiekt, weekend i event, a ja mam tu jeszcze sporo do udowodnienia, szczególnie że ten weekend nie pokazał naszego pełnego potencjału.

- Od zaplecza wyglądało to dużo lepiej, lecz takie są wyścigi. Jeżeli zdarzy się okazja, to zrobię wszystko, aby wrócić i pokazać się z lepszej strony. Sam tor i wydarzenie są niesamowite, a do tego sprawiają mi wielką frajdę. Mam tylko nadzieję, że sportowo kolejnym razem będzie lepiej.

Tymek Kucharczyk po trudnym GP Makau. Niedosyt mimo wielkiego awansu

fot. Macau Grand Prix Organizing Committee (materiały dla akredytowanych mediów)

Fantastyczne widowisko w Makau

Polscy fani musieli niestety zerkać na niższe pozycje w tabeli, ale z przodu działo się bardzo dużo, a rywalizacja była pasjonująca. Od wczoraj wyglądało na to, że faworytem do końcowego triumfu będzie Freddie Slater. Brytyjczyk to mistrz Włoskiej F4 2024 oraz tegoroczny mistrz FRECA. Ma zaledwie 17 lat i jest typowany na jednego z największych pewniaków do Formuły 1 w przyszłości. W Makau był już trzeci raz i zapowiadało się na to, że sprosta wyzwaniu.

Głównym rywalem Slatera okazał się Mari Boya, choć nie dał rady pokonać go w sobotnim wyścigu kwalifikacyjnym. W grze mógł być także Theophile Nael, zwycięzca podzielonej na dwa dni czasówki. 

Slater stracił prowadzenie już na starcie. Boya ruszył lepiej i odważnie pojechał przez pierwszy zakręt. Później Freddie zdołał odzyskać prowadzenie, a następnie znów stracić. Czołówka ogólnie tasowała się i losy prestiżowej wygranej nie były jasne. 

Reprezentujący Premę Slater z batalii o wygraną wyklcuzył się jednak sam, popełniając błąd w ostatnim zakręcie i uderzając w ścianę. Wydawało się, że dzięki temu Boya będzie mieć autostradę do zwycięstwa, lecz tak się nie stało.

Po restarcie, na dwa okrążenia przed końcem. Boya był pod presją, gdyż atakował go Enzo Deligny. Wtedy niespodziewanie zza ich pleców wyskoczył napędzony Nael, który wysunął się na prowadzenie przed strefą hamowania. Niedługo później doszło do kolejnego wypadku, po którym niezbędna była neutralizacja. To ona nieco przedwcześnie zabezpieczyła wygraną Naela w GP Makau 2025.