Grand Prix Arabii Saudyjskiej już w ten weekend. O ile pomimo wielu komplikacji tor udało się przygotować na czas, tak otoczenie obiektu nadal pozostaje ogromnym placem budowy. To nie pierwszy raz, gdy debiutujący w kalendarzu wyścig był zagrożony klęską związaną z opóźnieniami robotniczymi.

Ukończony „za pięć dwunasta" Jeddah Corniche Circuit w Dżuddzie ma być najszybszą uliczną nitką w historii sportu. Średnią prędkością podczas jednego okrążenia - prognozowana na ponad 250 km/h - ma ustępować tylko legendarnej Monzy. Licząc aż 27 zakrętów, będzie to także najbardziej kręta trasa w kalendarzu.

W ostatnich tygodniach w mediach huczało od informacji na temat wielkich opóźnień w powstawaniu toru. Szwajcarski „Blick” pisał nawet o tym, że kierowcom przyjdzie rywalizować na budowie. Asfalt wylano dopiero przed kilkoma dniami. Organizatorzy walczyli przede wszystkim o to, aby zdążyć z ukończeniem samej nitki, ustawieniem barier i tymczasowych trybun. Sam proces konstrukcji trwał jedynie 8 miesięcy, co jest rekordem w historii współczesnej Formuły 1. 

W niedalekiej przeszłości zdarzały się jednak podobne przypadki, gdy prace nad nowym obiektem w kalendarzu, mówiąc delikatnie, nie zaliczały się do ekspresowych.

Stosunkowo nowym i głośnym przykładem jest tor Korea International Circuit, który od 2010 r. gościł Grand Prix Korei Południowej. To, czy wyścig w ogóle się odbędzie, wzbudzało wątpliwości jeszcze na dwa tygodnie przed inauguracyjnymi zawodami. 

EKSPANSJA AZJATYCKIEGO RYNKU

Gdy w 1987 r. do kalendarza wróciło Grand Prix Japonii, coraz więcej okolicznych krajów zaczęło interesować się goszczeniem na swojej ziemi najszybszych kierowców świata. Wpływ na to miał przede wszystkim wielki sukces rozgrywanych na Suzuce zawodów. W efekcie zarządzający wówczas Formułą 1 Bernie Ecclestone odbywał kolejne rozmowy z przedstawicielami prężnie rozwijających się Azjatyckich Tygrysów.  

Jednym z nich była Korea Południowa. Temat rywalizacji w tym państwie pojawiał się po raz pierwszy w 1996 r., gdy podpisano kontrakt na organizację wyścigu na torze Sepoong, który ostatecznie nigdy nie powstał. Rozmowy między lokalnymi inwestorami a słynnym Berniem ciągnęły się latami i rozważane były przeróżne opcje dotyczące potencjalnego miejsca rywalizacji.  

Ostatecznie pod koniec 2006 r. Formuła 1 zawarła umowę z organizatorami - Korea miała dołączyć do kalendarza wyścigowego począwszy od sezonu 2010. Lokalizacją okazały się okolice miasta Yeongam, które jest oddalone o ponad 350 kilometrów od stolicy kraju, Seulu. 

Ukończone „za pięć dwunasta” - Dżudda śladami Yeongam

Tak według prognoz Red Bulla miał wyglądać tor nieopodal Yeongam

Obiekt położony w prowincji Jeolla Południowa miał być torem permanentno-ulicznym, podobnie jak Albert Park w Melbourne czy właśnie tor w Dżuddzie. Docelowo będzie otoczony miał być przystanią, by pozwolić przyjezdnym na oglądanie zmagań z przycumowanych w niej jachtów. W bezpośrednim otoczeniu miały się również znaleźć liczne hotele i wieżowce.

Zaprojektowanie kompleksu powierzono znanemu Hermannowi Tilke. Według przewidywań promotorów inauguracyjne zawody miały przyciągnąć na trybuny ponad 100 tysięcy osób. Początek budowy wyznaczono na rok 2007, a termin zakończenia na 2009. 

ZDERZENIE Z RZECZYWISTOŚCIĄ

Z czasem entuzjazm studzić zaczęła jednak cisza ze strony organizatorów. Mijały miesiące, a na terenie przyszłego toru wyścigowego stopy nie postawił jeszcze żaden robotnik. Pierwsze konkretne informacje pojawiły się dopiero we wrześniu 2009 r. i nie były to bynajmniej wieści napawające optymizmem.

Spółka KAVO, odpowiedzialna za sfinansowanie prac, ogłosiła wówczas, że zebrała dopiero 46% kwoty niezbędnej do rozpoczęcia prac. Zaciągnęła w tym celu pożyczkę wartą prawie 160 milionów dolarów.  

Ukończone „za pięć dwunasta” - Dżudda śladami Yeongam

Niepokój wzmagał również brak Korei Południowej w prowizorycznym kalendarzu na sezon 2010, ale to zmieniło się, gdy organizatorzy zdołali zgromadzić całą potrzebną sumę.

Pod koniec 2009 r. rozpoczęła się konstrukcja toru. Początkowo przedstawiciele KAVO utrzymywali, że prace szły zgodnie z planem a tor miał być gotowy najpóźniej w lipcu 2010 r. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała jednak ambicje Koreańczyków. Na początku roku w mediach pojawiły się pierwsze plotki o możliwym przeniesieniu inauguracyjnych zawodów na sezon 2011. Oliwy do ognia dolewał sam Hermann Tilke:

- Po raz pierwszy obawiam się, że tor może nie być ukończony zgodnie z harmonogramem - mówił wtedy znany projektant.

Niepokoje próbował studzić sam dyrektor generalny spółki KAVO, Young-Cho Chung, który zapewniał, że prace na torze wyprzedzały plany, a z postępów zadowolony był nawet sam Bernie Ecclestone. W międzyczasie w mediach spekulowało się, że Formuła 1 szukała ewentualnego zastępstwa w miejsce Korei. Pod uwagę brany był francuski tor Magny-Cours. 

Ukończone „za pięć dwunasta” - Dżudda śladami Yeongam

Tor Korea International Circuit na kilka tygodni przed pierwszym wyścigiem

W czerwcu 2010 r. stan prac na torze osobiście zweryfikowali przedstawiciele FIA z Charlie'm Whitingiem na czele. Delegaci potwierdzili, że nitka nie była jeszcze wylana asfaltem. Gotowe były już za to budynki boksów i główna trybuna.

Miesiąc później plac budowy odwiedzili również dziennikarze magazynu „F1 Racing”. Relacjonowali oni, że spodziewali się znacznie bardziej zaawansowanego stanu prac, biorąc pod uwagę, że wyścig zbliżał się nieubłaganie. Nie byli również przekonani do słów przedstawicieli toru, którzy zapewniali, że obiekt był już ukończony w ponad 80%. 

- Stojąc na pustych trybunach, wyzwaniem jest wyobrazić sobie 24 bolidy F1 walczące o jak najlepszą pozycję przed dojazdem do pierwszego zakrętu. Póki co całe miejsce to kupa kurzu - pisał wówczas Jonathan Reynolds. 

JAZDA POŚRÓD KOPAREK I BULDOŻERÓW

Otwarcie areny dla kibiców zaplanowano na 4 września. Punktem kulminacyjnym miał być przejazd Karuna Chandhoka bolidem Red Bulla z 2009 roku. Podczas imprezy Hindus poruszał się jednak po nitce, na której m.in. wciąż nie wylano ostatniej warstwy asfaltu.

Na onboardzie z tamtego wydarzenia można dostrzec chociażby nieukończone w stu procentach pobocza i krawężniki, a także maszyny budowlane w oddali. Wtedy również organizatorzy po raz pierwszy przyznali, że prace były opóźnione. 

FIA wyznaczyła końcowy termin ostatniej inspekcji na 21 września. Oznaczało to, że tor musiał być wtedy w pełni gotowy, aby otrzymać licencję na organizację wyścigu. Delegaci pojawili się jednak na Korea International Circuit dopiero 11 października, niespełna dwa tygodnie przed zawodami i zaledwie kilka dni po wyłożeniu ostatniej warstwy asfaltu.

Ostatecznie Koreańczycy otrzymali zielone światło i wyścig doszedł do skutku. Otoczenie toru było natomiast jedną wielką pustką. Na trybunach pojawiło się tylko około 65% spodziewanej wcześniej liczby kibiców.

Zawody były przerywane przez ulewny deszcz, a samochód bezpieczeństwa zjechał do alei dopiero po 17 z 55 zaplanowanych kółek. Chaotyczne Grand Prix Korei wygrał Fernando Alonso, a jego główni rywale w walce o tytuł - Mark Webber i Sebastian Vettel - nie dojechali do mety. 

Ukończone „za pięć dwunasta” - Dżudda śladami Yeongam

Grand Prix Korei 2010

PROJEKT MARZEŃ ZAKOŃCZONY KLĘSKĄ

Dlaczego budowa toru, którego zamysł i koncepcja były znane co najmniej cztery lata wstecz, trwała tak długo? Poza wspomnianymi wcześniej problemami finansowymi sporą rolę odegrała liczba robotników pracujących na terenie obiektu.

Według F1 Racing podczas najbardziej intensywnego okresu w postawienie Korea International Circuit zaangażowanych było około 600 osób. W porównaniu do 10000 robotników, którzy pracowali przy budowie Yas Marina Circuit, zasoby Koreańczyków wypadają, mówiąc delikatnie, dość kiepsko. 

Organizatorzy tłumaczyli opóźnienia m.in. wyjątkowo dokuczliwym wówczas okresem monsunowym, którego przebieg był zdecydowanie gorszy, niż się pierwotnie spodziewano. Ulewne deszcze miały spowalniać ludzi i uniemożliwiać im pracę. Sytuację miał pogarszać również fakt, iż Yeongam znajduje się na terenach rekultywowanych, które wcześniej były przykryte morzem. 

W związku z brakiem dalszych działań na terenie toru i niewielkim zainteresowaniem lokalnych fanów w późniejszych edycjach wyścigu Grand Prix Korei Południowej wypadło z kalendarza po sezonie 2013.

W przypadku Arabii Saudyjskiej nie ma obaw, że zawody stracą swoje miejsce w harmonogramie. Wystarczy spojrzeć, jak często i gdzie F1 umieszcza banery Aramco, a także pamiętać, iż Jeddah Corniche Circuit to tylko obiekt tymczasowy. Docelowo Grand Prix ma odbywać się w ultranowoczesnym kompleksie Qiddiya niedaleko Rijadu. Nastąpi to dopiero za kilka lat, po ukończeniu jego budowy. 

Ukończone „za pięć dwunasta” - Dżudda śladami Yeongam

Przygotowania do wyścigu w Korei w 2010 roku

Saudyjczycy mają natomiast szansę uniknąć losu Korei i ukończyć prace wokół toru, aby na następne zawody wszystko wyglądało tak, jak wcześniej zakładano. Czasu nie będzie jednak za wiele, gdyż kolejny wyścig w Dżuddzie odbędzie się już w marcu przyszłego roku, będąc 2. odsłoną kampanii 2022.

Organizatorzy udowodnili w ostatnich tygodniach, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Powinniśmy się zatem spodziewać kolejnych intensywnych prac na terenie obiektu, gdy tylko zakończy się przedostatnia runda sezonu 2021.