Szef Ferrari odniósł się do zamieszania z udziałem jego zespołu, które miało miejsce podczas pierwszego postoju Charlesa Leclerca. 

Niedzielne zmagania na torze Zandvoort już w początkowej fazie zostały storpedowane przez deszcz, który wymusił na kierowcach szybkie przejście na opony przejściowe. Jedną z pierwszych osób, która zdecydowała się na taki zabieg, był Monakijczyk. Charles spędził jednak w alei serwisowej nieco więcej czasu, gdyż jego mechanicy nie byli przygotowani na taki rozwój sytuacji na torze. 

Fred Vasseur podczas spotkania z mediami odniósł się do tej wpadki, jednocześnie podkreślając, że zaistniała sytuacja była wynikiem późnej komunikacji na linii kierowca - zespół.

- Faktycznie, patrząc z boku, pierwszy pit stop Charlesa mógł wyglądać dziwnie - powiedział Francuz. - Była to jednak bardzo dobra decyzja z jego strony. Podjął ją bardzo późno, ponieważ kiedy nam o tym powiedział, był już w alei serwisowej. Ostatecznie stracił jakieś 7-8 sekund, ale to wcale nie tak dużo, jeżeli spojrzeć na to, ile zyskał Gasly. Zjazd na pierwszym okrążeniu był dobrym wyborem.  

- To była dość specyficzna sytuacja, gdyż wszyscy kierowcy dostrzegli opady przed nami. Deszcz zaczął padać w ostatnim zakręcie i będąc w tym fragmencie, Charles zdecydował się zjechać do boksów. To był późny, ale słuszny wybór, bo znaleźliśmy się na znacznie lepszej pozycji pomimo poniesionej straty w alei serwisowej. Oczywiście będąc 5 czy 10 sekund z tyłu, znacznie łatwiej jest zdecydować się na coś takiego. Finalnie było to słuszne zagranie.

Pryncypał Scuderii zdradził również, co dokładnie przyczyniło się do spadków osiągów i finalnego wycofania bolidu z dalszej rywalizacji: - Charles uszkodził prawy płat przedniego skrzydła [podczas kontaktu z Lando Norrisem], który następnie oderwał się i wpadł pod podłogę, jednocześnie uszkadzając ją.