Fred Vasseur spróbował wytłumaczyć, co stało za kolejną strategiczną wpadką Ferrari. Jego zdaniem podjęcie ryzyka było spowodowane trudną sytuacją Charlesa Leclerca, a poza tym niewiele brakowało, aby zagranie naprawdę się opłaciło.

Lider Scuderii ma prawo być sfrustrowany tym, co dzieje się w ostatnich tygodniach. Sezon rozpoczął naprawdę świetnie i do rundy w Kanadzie każdy wyścig kończył w top 4, a na dodatek odniósł długo wyczekiwane zwycięstwo w Monako. Niestety później podczas niedzielnych zmagań zapunktował tylko raz. Stało się to podczas rywalizacji w Hiszpanii, gdzie finiszował na 5. pozycji.

Niemałą rolę w jego niemocy odgrywa pech, a także nietrafione decyzje strategiczne załogi. Weekend w Wielkiej Brytanii był kolejnym, w którym dużo po stronie Charlesa nie zagrało, a szansy na punkty pozbawiło go zbyt wczesne zjechanie po opony przejściowe przy pierwszej fazie opadów. Tor był wtedy trochę mokry, ale zanim przyszedł mocniejszy deszcz, zdążył się osuszyć. Lepszym wyborem było więc zaczekanie na drugą, mocniejszą fazę. Tak postąpili niemalże wszyscy, którzy nie chcieli podjąć ogromnego ryzyka.

To zajście wzbudziło zresztą spore kontrowersje wśród obserwatorów, bo komunikacja w Ferrari tradycyjnie pozostawiła wiele do życzenia. Kierowca co prawda z uwagi na wyczucie pogarszającej się przyczepności i wiedzę o nadchodzącym pogorszeniu warunków domagał się wizyty w alei, ale jego ekipa nie poradziła sobie z prawidłowym rozczytaniem prognozy pogody i nie odciągnęła go od - jak się okazało - błędnej decyzji.

Zdaniem Freda Vasseura, który rzadko kiedy w powyścigowych wypowiedziach wskazuje palcem winnych, była to przede wszystkim próba ugrania czegoś więcej, gdy Leclerc znajdował się w trudnym położeniu.

- Podajemy kierowcom informacje i proponujemy decyzje, ale ostatecznie to oni muszą wybrać - tłumaczył Francuz. - Rozmawiałem z Charlesem i na pewno może być to rozczarowujące, zważając na wynik końcowy. Jasne jest, że to nie była właściwa decyzja, ale powiedziałbym, iż była ona podyktowana faktem, że w tamtym momencie jechaliśmy już około 10-15 sekund za Carlosem.

- Oznacza to, że świadomie lub nieświadomie wiesz, że jedynym sposobem na powrót i walkę o podium jest podejmowanie trochę bardziej agresywnych wyborów. Na pewno nie było to właściwe rozwiązanie, bo myślę, że bez tego skończyłby na P6, ale wspólnie podjęliśmy tę decyzję. 

- Nie chcę mówić, że postąpiliśmy dobrze, ponieważ w rzeczywistości było inaczej, ale nie jestem z tego powodu zdenerwowany. Patrząc na to samo okrążenie, Hamilton pojechał szeroko w 1. zakręcie, Russell również, a inny samochód miał ten problem w 15. zakręcie. Było naprawdę bardzo blisko, aby ta decyzja okazała się właściwa. Gdy podążasz za liderami, to nigdy nie podejmujesz takiego ryzyka. Kopiujesz innych tak, jak zrobił Carlos. 

- Myślę, że prawdopodobnie częściowym powodem dzisiejszej decyzji strategicznej był start z 11. pozycji. [Charles] miał bardzo dobry początek, ale trafił za Strolla i stracił za nim 10 sekund. W pewnym momencie, gdy jesteś 15 sekund za Carlosem lub Verstappenem, wiesz, że jeśli nie zrobisz czegoś wyjątkowego, to nie wrócisz. Uważam, że to prawdopodobnie część problemu. Miałem długą rozmowę z Charlesem, zgodziliśmy się i wrócimy do tego wkrótce.

Mniej dyplomatyczny był sam Leclerc, który wyjaśnił swoje postępowanie i zwrócił uwagę na to, że sprawy przybrały trochę inny obrót, niż zakładał w kokpicie.

- Czułem się pewnie i myślałem, że to będzie dobry wybór, przynajmniej opierając się na informacjach, jakie dostałem w samochodzie - powiedział kierowca dla F1TV. - Usłyszałem, że deszcz będzie się robił znacznie bardziej intensywny, a na kolejnym okrążeniu będzie już mocny. Problem polega na tym, że mocny deszcz przyszedł, ale osiem okrążeń później. W zasadzie to przestało padać po naszej zmianie i przez osiem kółek nie było wody na torze. Zniszczyliśmy więc opony i musieliśmy zjechać raz jeszcze. Kolejna trudna niedziela do zapomnienia.