Max Verstappen wbił szpilkę ekipie Srebrnych Strzał po tym, jak George Russell uszkodził jego auto na starcie sprintu w Baku.
Holender wysiadł z bolidu w kiepskim nastroju i miał sporo pretensji do rywala z Wielkiej Brytanii, którego obwiniał za kontakt w zakręcie nr 2. Sytuacja nie wykluczyła nikogo z wyścigu, ale jej skutkiem była dziura w sekcjach bocznych maszyny z numerem 1 oraz jej słabsze tempo.
Pytany na konferencji prasowej o to, czy sam nie jechał zbyt ciasnym torem, Verstappen odparł: - Myślę, że tak, bo przecież pokonaliśmy zakręt, a on nie uderzył w ścianę na wewnętrznej. Zostawiłem wystarczająco dużo miejsca, ale oni mają chyba trochę problemów z tym, by nie uderzać w samochody Red Bulla.
- Szkoda, bo takie coś psuje cały wyścig, ale 3. miejsce też jest okej. Auto prowadziło się trochę nietypowo. Oczekiwałem problemów z balansem, ale bolid podskakiwał i ślizgał się w dziwnych miejscach, a także wpadał w wibracje. Muszę przejrzeć dane, by ocenić, jak duże były uszkodzenia.
- Wszyscy mamy zimne opony, więc zawsze trzeba jechać trochę poniżej limitu na pierwszych okrążeniach. Tyle mogę o tym powiedzieć - odniósł się do wymówki Russella, jaką było niedogrzane ogumienie.
Kamery wyłapały też, jak jeszcze na gorąco Max rzucił w stronę George'a określenie dickhead, które można tłumaczyć na wulgarniejszą wersję kretyna. Zaznaczył jednak, że wcześniej nie dochodziło między nimi do spięć. - Nie, nie mieliśmy problemów w przeszłości - odparł krótko Verstappen.
Inny punkt widzenia miał oczywiście sam Russell, który wskazywał na to, że kierowca po zewnętrznej powinien być ostrożniejszy.
- Myślałem, że przyszedł do mnie, by powiedzieć, że to była niezła walka. Zaskoczyło mnie, jak bardzo był zdenerwowany. Z mojej perspektywy on już stracił tę pozycję. Od kartingu, gdzie startuje się w wieku 8 lat, jasne jest, że gdy jedziesz przy wierzchołku, to zakręt jest twój. Jeśli jednak kierowca po zewnętrznej stawia opór, to podejmuje ogromne ryzyko.
- Byłem zaskoczony, że próbował się tam utrzymać na 1. okrążeniu i to na torze ulicznym. Poza tym jestem tu po to, by walczyć. Nie będę go puszczał tylko dlatego, że jest Maxem Verstappenem w Red Bullu. Niewiele więcej mogę dodać.
- Wydaje mi się, że padło tam wiele słów na literę „f"! - mówił o słownym starciu. - Nie usłyszałem szczególnie więcej. Widziałem też incydent z Oconem z przeszłości! Nie spodziewałem się [ryzyka Verstappena], bo to on prowadzi w mistrzostwach. Ja mam mniej do stracenia, więc walczyłem.
- Nie widziałem jeszcze powtórki, więc nie wiem, co obejrzeliście wy i co pokazała telewizja. Z bolidu wyglądało jednak na to, że zakręt był mój. Nie zrobiłem pełnej analizy, ale gdyby było odwrotnie, to Max przecież pojechałby tak samo, a pewnie nawet gorzej. Takie są wyścigi.