Max Verstappen utrzymał czwarte miejsce na starcie sprintu F1 przed GP Miami 2025. Holender musiał wytłumaczyć się z niepotrzebnie wolnej jazdy w czasówce, choć nie dotyczyła ona tego zajścia, które pokazały kamery.
Czterokrotny mistrz świata podpadł wczoraj sędziom z powodu zbyt wolnego przejechania pomiędzy liniami samochodu bezpieczeństwa. Zauważono jednak, że stało się tam coś nietypowego - Verstappen ogólnie respektował deltę podczas wszystkich innych okrążeń, a na tym jednym był regularnie o 6 sekund z tyłu.
Okazało się, że doszło do problemu po stronie programowania, delta została przesunięta o 6 sekund, a kierowca po prostu trzymał się tego, co widział. Red Bull szybko zidentyfikował pomyłkę i poinformował Verstappena o tym, co należy zrobić. I choć winę ponosił tu zespół, a nie sam zawodnik, to ostatecznie doszło do przewinienia, za które musiała należeć się jakaś kara.
Postanowiono wlepić reprymendę na konto ekipy, a Maxa puścić wolno, argumentując to nieprzeszkodzeniem nikomu i niedoprowadzeniem do niebezpiecznej sytuacji. Sędziowie zaznaczyli natomiast, że w innych okolicznościach za takie wykroczenie kara może być surowsza.
W tym wszystkim ciekawe jest za to, że arbitrzy analizowali takie zajście, lecz w ogóle nie zainteresowali się tymi zachowaniami Verstappena, które trafiły do transmisji. Wyraźnie niezadowoleni z jego jazdy byli Lando Norris i Lance Stroll.
Szczególnie Kanadyjczyk miał sporo pretensji, bowiem gdy ważyły się losy wyjścia z pierwszego segmentu, to Red Bull z numerem 1 znalazł się na jego linii wyścigowej. Stroll musiał zjechać na lewo i hamować w gorszym położeniu, a finalnie odpadł z rywalizacji. Naturalnie zgłosił incydent i przez radio, i skomentował go także po wyjściu z auta.
- Verstappen był na środku toru w ostatnim zakręcie - tłumaczył kierowca Astona. - Musiałem zahamować po wewnętrznej i straciłem jakieś trzy lub cztery dziesiąte.
- Straciłem czas. Mam nadzieję, że sędziowie się tym zajmą, bo jeśli wszyscy będziemy jechać po linii, to ci z tyłu nie będą zadowoleni.