Po wyścigu F1 na Spa-Francorchamps Max Verstappen nie krył swojego niezadowolenia z faktu, iż dyrekcja zawodów kolejny raz nie umożliwiła rozpoczęcia rywalizacji w deszczowych warunkach. GP Belgii miało być mokre i ekscytujące, a okazało się niewypałem. Kierowcę Red Bulla zirytowało to, że na działaniach FIA ucierpiał sportowo.
Coroczne wizyty Formuły 1 w Ardenach zawsze wiążą się z pogodową loterią i nie inaczej było również w tę niedzielę. To właśnie za sprawą obfitych opadów deszczu, które nawiedziły miejscowy tor tuż przed startem, FIA musiała ponownie grać na zwłokę i czekać na pojawienie się odpowiedniego okna pogodowego.
Finalnie kierowcy przystąpili do walki prawie półtorej godziny później, niż pierwotnie planowano, a z uwagi na kwestie bezpieczeństwa dyrektor wydarzenia zarządził lotny start, co oczywiście odjęło nieco emocji.
Z tego, co słyszymy, wpływ na dzisiejsze postępowanie miał miniony wyścig na Silverstone, po którym zawodnicy odbyli rozmowy z przedstawicielami Federacji. Tematem była jazda w mokrych warunkach i widoczność, a FIA miała uszanować głos zawodników, szczególnie że kilka tygodni temu otrzymała dowód na to, jak łatwo można przekroczyć granicę. O niebezpieczeństwie, jakie niesie ze sobą jazda w pióropuszu wody, przekonał się Isack Hadjar, który wylądował na dyfuzorze Kimiego Antonellego, gdyż kompletnie go nie widział.
Jak donosi Erik van Haren, spora część stawki zgodziła się dziś z odroczeniem startu, ale w tym gronie nie znalazł się Max Verstappen, który miał wyrażać gotowość do jazdy w deszczowych warunkach. Sam zainteresowany nie był zadowolony z takiej decyzji także przez to, że wraz z zespołem ustawił samochód pod duży docisk i deszcz, a przeczekanie opadów mocno skomplikowało jego sytuację zwłaszcza na długich prostych.
- Było dość trudno - powiedział czterokrotny mistrz. - Poszliśmy w konkretną stronę z ustawieniami, ale oni pozwolili nam jechać niemalże tylko na suchym torze. To było trochę rozczarowujące.
- Co prawda po Silverstone rozmawialiśmy o tym, aby zastosowano nieco większą ostrożność przy podejmowaniu decyzji, lecz moim zdaniem dziś dostaliśmy inną skrajność. A potem, oczywiście, nasz dobór ustawień okazał się zły, skoro nie pozwolono nam jechać w deszczu. Gdy założyliśmy slicki, to byliśmy po prostu zbyt wolni na prostych. Do tego doszły ogólne problemy z balansem, które i tak mamy w tym bolidzie. Wszystko stało się zwyczajnie trochę gorsze.
Holender w trakcie aktywności medialnych otwarcie mówił, że według niego ściganie należało rozpocząć równo z dzwonkiem, mimo iż na torze zalegało sporo wody.
- Powinniśmy byli zacząć o 15, od razu. Wtedy nawet nie padało zbyt mocno. Jasne, między zakrętami nr 1 a 5 było trochę wody, ale 2-3 okrążenia za samochodem bezpieczeństwa pozwoliłyby oczyścić nawierzchnię. Reszta trasy i tak nadawała się do jazdy. Szkoda.
- I tak, miałem świadomość, że FIA będzie ostrożniejsza po Silverstone, aczkolwiek to zwyczajnie nie ma sensu. Lepiej już powiedzieć, żebyśmy zaczekali, aż tor całkowicie przeschnie, a potem startowali na slickach. To, co zobaczyliśmy dzisiaj, nie było ściganiem na mokrym torze.
Zapytany, czy groźne i smutne wydarzenia z przeszłości mogły mieć wpływ na dzisiejsze działanie dyrekcji, Max odpowiedział twierdząco, a później podkreślił, że ci, którzy mają obawy, mogą przecież trochę zwolnić.
- Potencjalnie [miało to wpływ]. Chociaż ostatecznie oni robią to, co chcą. Moim zdaniem zwyczajnie szkoda. Nigdy nie zobaczymy już takich klasycznych mokrych wyścigów, które według mnie ciągle są możliwe. Zresztą uważam, że ten deszcz, który spadł potem [w trakcie czerwonej flagi], byłby znośny, gdybyśmy ciągle kręcili kółka.
- Do tego dochodzi aspekt podejmowania decyzji w oparciu o nadchodzący mokry wyścig. Takie coś rujnuje więc całe zawody. Co prawda między zakrętami 1-5 z widocznością było gorzej, ale to potrwałoby tylko kilka okrążeń. Im dłużej jedziesz, tym lepiej będzie. A gdy nie widzisz, to zawsze możesz zdjąć nogę z gazu. Na pewnym etapie w końcu coś zobaczysz.