Carlos Sainz jest tak bardzo zachęcony formą Williamsa podczas GP Miami, że najchętniej życzyłby sobie dalszego rozwoju obecnego bolidu i gonienia ścisłej czołówki. Takie coś się jednak nie wydarzy, gdyż zespół trzyma się sprytnego planu, dzięki któremu ma być lepszy w sezonie F1 2026.
Niedawno Williams trafił na nagłówki portali ze względu na to, że jako pierwszy miał już w pełni zakończyć rozwój samochodu na sezon 2025. To element szerszej i długofalowej strategii, która zakłada zmaksymalizowanie szans przy okazji rewolucji technicznej, bez patrzenia na lata 2024-2025.
Mimo takiej decyzji stajnia z Grove zdecydowanie ma czym walczyć tu i teraz. Na trwające mistrzostwa udało się jej zbudować bardzo konkurencyjną maszynę, oczywiście jak na swój poziom i możliwości, która regularnie bije się o przyzwoite punkty. Najlepszym podsumowaniem niech będzie to, że już kilka razy, również we wczorajszej czasówce, przejście z Ferrari do Williamsa wyglądało dla Sainza nie jak wylot, lecz udanie się do lepszego zespołu.
Właśnie ze względu na świetny wynik, pozycje 6-7 w kwalifikacjach, Hiszpan był w znakomitym nastroju w sobotni wieczór. Forma bolidu FW47 rozochociła go tak bardzo, że rozmarzył się nieco na temat wizji dalszego rozwoju konstrukcji i gonienia najpotężniejszych graczy.
- Jestem bardzo zadowolony, że udało się wcisnąć reset - mówił Sainz, nawiązując do słabego sprintu. - W końcu wydobyłem potencjał, który czułem w treningu i piątkowych kwalifikacjach. Wykręciliśmy szóste miejsce, będąc trzy dziesiąte od pole position. Robi się poważnie! I z tego się cieszę.
- Skoro jesteśmy trzy dziesiąte od pole position, to chyba musimy coś robić dobrze. Możliwe, że ten tor pasuje nam lepiej niż inne, bo już od treningu balans i wszystko wokół wydawało się być w idealnym okienku. Z drugiej strony, gdy widzę, że to są zaledwie trzy dziesiąte straty, to budzi się moja chęć rozwoju tego samochodu.
- Doskonale wiem jedną rzecz. Bolid jest w takim miejscu, że gdyby wsadzić go do tunelu i zająć się dwoma czy trzema obszarami, na które wskazywałem, to na pewno odblokowalibyśmy mnóstwo potencjału. Jeżeli zespół byłby w stanie to zrobić, to wykonalibyśmy ogromny skok.
- Tyle tylko, że plan jest inny. To się nie wydarzy. Skupiamy się na przyszłym roku i stawiamy wszystko na jedną kartę. A potencjał, który widzę, jest oczywiście zachęcający, lecz trzeba zachować spokój.
Zapytany, czy próbował porozmawiać o tym ze swoim szefem, Jamesem Vowlesem, Carlos przyznał, że tak. Nie podważał jednak sprytnego planu wczesnego porzucenia rozwoju, bo właśnie na trzymaniu się założeń, które stworzył były strateg Mercedesa, ma polegać droga do sukcesu.
- Powiedziałem mu, ile możemy zrobić, ile czasu w CFD potrzeba, a ile w tunelu - opowiadał Sainz. - Natomiast lubię Jamesa za to, że jest człowiekiem, który ma jasny plan. Ma plan i poświęci się mu w stu procentach. Ufa swojemu przeczuciu, ufa swoim planom oraz projektom. I ja go popieram. Dlatego dołączyłem do niego i tej ekipy. Widzę projekt z jasnymi ambicjami i celami. Musimy tylko się tego trzymać.
- James obiecał mi, że tegoroczny samochód będzie lepszy niż poprzedni. Jak do tej pory słowa dotrzymał. Cieszę się, że poszło to w tym kierunku.