Na skutek wewnętrznych tarć w ekipie z Milton Keynes coraz więcej osób zaczyna w otwarty sposób zastanawiać się nad tym, czy związek zespołu i jego złotego dziecka, Maxa Verstappena, naprawdę jest nierozerwalny.

Grand Prix Arabii Saudyjskiej było kolejnym wyścigiem, w którym połączenie samochodu RB20 i Holendra za kierownicą okazało się być poza zasięgiem pozostałych rywali. Biorąc jednak pod uwagę napiętą atmosferę i wewnętrzne konflikty pomiędzy czołowymi postaciami, coraz więcej głosów twierdzi, że przepis na to mistrzowskie połączenie może już niebawem ulec zmianie.

O swoje przemyślenia na ten temat zapytany został między innymi szef Mercedesa, który przez wiele osób stawiany jest jako potencjalny przyszły pracodawca Verstappena. Austriak od pewnego czasu angażuje się w tę sprawę i wiele wskazuje na to, że próbuje coś na niej ugrać.

- Bardzo chciałbym go mieć - powiedział Toto Wolff. - Najpierw jednak musimy zrobić porządek z naszym autem. Jesteśmy to winni naszym obecnym kierowcom. Musimy poprawić samochód i zapewnić im odpowiednie narzędzia, a dopiero potem zaczniemy marzyć o przyszłym roku.

- Powiem tak - to decyzja, którą musi podjąć Max. Nie ma chyba w stawce ekipy, która nie stanęłaby na głowie, aby mieć go w swoim bolidzie.

- Jak mówiłem ostatnio, kierowca zawsze wybierze najszybsze auto, bo to ono daje największe szanse na wygrywanie mistrzostw i wyścigów. On jest teraz w takim miejscu. Jos, Max i jego menedżer to bezpośredni ludzie. Czasem nawet aż w niekomfortowy sposób. To na pewno będzie miało wpływ na ich wybór, ale ostatecznie kierowca chce być w najlepszym aucie.

- W tej chwili nie wygląda na to, że [w Red Bullu] naciśnięto przycisk autodestrukcji, bo ukończyli na miejscach 1-2 i to jeszcze z przewagą. Ale takie rzeczy mogą działać z opóźnieniem. Myślę natomiast, że musimy skupić się na sobie i tym, czego potrzebujemy, aby to nasi kierowcy mieli najlepsze auto. Bo to nie zawodnicy są problemem - to maszyna, która nie spisuje się odpowiednio, stanowi problem.

Do coraz głośniejszych plotek i spekulacji odniósł się również Christian Horner, który na powyścigowym spotkaniu z mediami zagrał bardzo odważnie i wypowiedział się w stylu, który można podsumować tym, że z niewolnika nie ma pracownika.

- Jestem pewny, że każdy zespół w padoku chciałby mieć Maxa, ale jak stwierdził to również Toto, najlepsi kierowcy chcą jeździć w najlepszych konstrukcjach.

- Jesteśmy drużyną. Max odniósł dziś swoje 56. zwycięstwo i 100. raz stanął na podium, a to wszystko w samochodzie Red Bulla. Wszyscy mamy wspólne cele, którym są wyniki zespołu. To zespół jest na pierwszym miejscu, a każdy jego członek ma rolę do odegrania, w każdym dziale. Gdyby nie działanie ekipy w absolutnej harmonii, takie rezultaty byłyby niemożliwe. 

- Jeśli jedna osoba nie chce tu być, to nie będziemy jej zmuszać. Ludzie są tu po to i pracują w tym sporcie, w tym zespole, bo chcą tu być. Bo mają pasję, żeby to robić. Ta pasja pozwala nam osiągać nie jakieś przeciętne wyniki, ale wyjątkowe. Podziela ją każda osoba i znajduje się ona w DNA Red Bull Racing. To będzie kontynuowane, ale nie w tym tygodniu i nie w następnym. Było tak przez 20 lat i będzie przez kolejne 20.

- Moja relacja z Maxem ma się dobrze. On odpowiednio pracuje dla zespołu i nie mamy tarć. Widzicie, jak zrelaksowany jest w garażu, wokół wszystkich. To przekłada się na wyniki na torze. Nie ma żadnych problemów z Maxem.