Po GP Włoch wrócił proponowany na początku roku przez Rossa Brawna pomysł odwrócenia stawki. Zamieszanie na torze w trakcie ostatniego wyścigu spowodowało, że wielu kierowców ze słabszymi silnikami znalazło się z przodu stawki i utrudniało życie teoretycznie szybszym zawodnikom.
Sam zamysł jest zaczerpnięty z wyścigów sprinterskich w Formule 2 i ma na celu zwiększenie atrakcyjności. Wówczas najlepsi byliby zmuszeni do przebijania się z środka, bądź nawet końca stawki.
F1 chciała wprowadzić to w formie wyścigów kwalifikacyjnych i przetestować na kilku torach, korzystając z wyjątkowej okazji goszczenia na niektórych obiektach przez dwa weekendy, a nie tradycyjnie tylko przez jeden.
Idea została jednak zablokowana przez Mercedesa, któremu nadal nie podoba się reverse grid. W trakcie weekendu na Mugello Toto Wolff nie owijał w bawełnę, wyrażając swoje zdanie o tym pomyśle.
- Uważam, że nie powinniśmy myśleć nad żadnym innym formatem. Widzimy, że inne serie wyścigowe próbowały zmienić format, który był przez swoją historię zrozumiały dla fanów. NASCAR i Chase przychodzą mi do głowy. Myślę, że nie powinniśmy się tym zajmować.
- Nie mówię tego dlatego, żeby było jak najlepiej dla Mercedesa. Lubię zmienne i nieprzewidywalne wyścigi. Mamy takie, które będą różne, tak jak Monza. Ale nikt nie chce mieć wygrywającego przez odwróconą stawkę. Nawet jeśli wierzymy, że dzięki temu wyścig będzie inny, to nie powinniśmy ustawiać dziwacznych pozycji, gdy wyprzedzanie jest prawie niemożliwe.
Wolff nie szczędził cierpkich słów, dodając, że nie powinno się na siłę robić widowiska, odbierając przewagę sportową.
- To merytokracja, to sport, w którym najlepszy kierowca i najlepsza maszyna wygrywa. To nie WWE, w którym wynik jest zupełnie losowy. Jeśli chcesz robić coś losowego, to rób to jako show. Ale DNA sportu jest bycie sportem, a potem dopiero rozrywką. To nie show. To nie reality show i to nie Big Brother, nie powinniśmy iść tą drogą.