Szefowie zespołów, przede wszystkim Toto Wolff, kolejny raz podkreślili, jak bardzo nie chcą rozszerzenia stawki Formuły 1.
W związku z nadchodzącymi rozstrzygnięciami ws. aplikacji, które mogą doprowadzić do dodania kolejnej ekipy, powrócił temat sprzeciwu obecnie rywalizujących składów. Te od wielu miesięcy są bardzo negatywnie nastawione do projektów jak Andretti-Cadillac i regularnie zaznaczają, że obawiają się poniesienia strat na takim przedsięwzięciu.
Szefowie posiadają ponadto listę wielu innych argumentów, które mają podkreślić, dlaczego ich zdaniem jest to fatalny pomysł. Jednym z nich podczas piątkowej konferencji prasowej podzielił się reprezentant Mercedesa, który zwrócił uwagę na bezpieczeństwo i logistykę.
- Nie mamy wglądu w to, skąd pochodzą aplikacje i jakie są propozycje - zaczął Wolff. - Myślę, że wszyscy interesariusze, szczególnie FIA i FOM, którzy zdecydują o nowym zespole, muszą ocenić, czy te propozycje mogą dać wzrost Formule 1 i co przyniosą nam pod kątem marketingu oraz zainteresowania.
- Nasze podejście przez cały czas było jasne - kupcie sobie zespół. Istnieje wiele konsekwencji [ekspansji]. Wystarczy spojrzeć na kwalifikacje, które już teraz przypominają gokarty i wjeżdżanie w siebie. Obawiamy się więc o bezpieczeństwo. Logistycznie nie mamy jak umieścić 11. zespołu. Tutaj, na Silverstone, można spokojnie dać przestrzeń ludziom z Hollywood, ale na innych torach już nie. Poza tym Audi czy inwestorzy Alpine wchodzili do F1 za dość duże pieniądze.
- Wszystko to musi zostać ocenione przez FIA i FOM. Jak mówiłem wcześniej, jeśli zespół może przyczynić się do rozwoju F1 w taki sposób, w jaki inne ekipy robiły to przez lata i cierpiały w tym czasie, to możemy spojrzeć na tę kwestię - zakończył.
- Raz zgodzę się z Toto - dodał Fred Vasseur z Ferrari. - Nie można porównywać wpływu ekipy filmowej z wpływem normalnego zespołu. Patrząc na zeszły tydzień, już w Spielbergu mieliśmy bałagan. Pomyślcie, że naruszeń limitów byłoby o 10% więcej...
- A podchodząc poważniej, nasze stanowisko nie zmieniło się ani trochę. Mówi się o narodowości [nowego] zespołu, ale dla mnie to żaden argument. Chociaż 70% stawki ma siedziby w Wielkiej Brytanii, to w Formule 1 nie ścigamy się o mistrzostwo tego kraju. F1 znacznie bardziej opiera się na narodowości kierowców, więc to nie ma nic wspólnego z tym, skąd jest zespół.
- Dziś mamy wielki szał na F1, ale należy pamiętać, że kilka lat temu był kryzys i właściciele musieli się temu przeciwstawić. Jeśli będziemy mocno naciskać w każdym kierunku [który daje zyski], to dlaczego nie, ale nie widzę, by dziś tak było.
fot. Parcfer.me
Wolff następnie postanowił sam z siebie odnieść się do kwestii finansowych i przytoczyć sposób funkcjonowania wielu innych największych sportów na świecie, które na topowym poziomie są dość zamkniętym środowiskiem.
- Nie ma żadnej wielkiej sportowej ligi, czy to krajowej piłkarskiej, czy Ligi Mistrzów, NBA, NFL lub NHL, w której taka sytuacja jest możliwa - mówił Austriak. - Nie można przyjść i powiedzieć, że hej, robię zespół, dołączam do was i dziękuję bardzo za to, że będę teraz częścią podziału zysków. Trzeba się zakwalifikować, przebić się przez rankingi i pokazać zaangażowanie w mistrzostwa tak, jak my robiliśmy to przez lata.
- Powtórzę jeszcze, że jeśli taka aplikacja zapewni F1 wzrost, to będziemy musieli się temu przyjrzeć. To, co zobaczyliśmy do tej pory, nie przekonało zespołów. Nie widzieliśmy jednak innych wniosków, które złożono do FIA i Stefano [Domenicaliego]. Oni muszą ocenić, czy to coś pozytywnego dla F1. W każdym przypadku, patrząc z perspektywy właściciela, nie ma czegoś takiego, że seria ot tak rozszerza stawkę, bowiem to po prostu rozcieńcza całą ligę finansowo.
- Spoglądam na nas bardziej jak na amerykańskie kluby. Jeśli wszyscy w NHL godzą się na rozszerzenie, bo mają ku temu odpowiednie powody, to taki zespół jest przydatny mistrzostwom. Podobnie jest w innych profesjonalnych ligach w Stanach. My jesteśmy tego typu organizacjami i tak na to patrzę.
- NHL dodała drużyny i mam tego pełną świadomość, ale o tym zdecydowali wszyscy interesariusze. My w przeszłości byliśmy na granicy utraty ekip, które mogły zbankrutować, więc także dodawaliśmy kolejne i nikt na to nie narzekał. Teraz natomiast czuliśmy, że należało nie stracić żadnego z 10 składów. Te dwa czynniki są zupełnie inne niż obecna sytuacja NHL.
- Nasz punkt widzenia jest klarowny. Chcemy jedynie kogoś, kto doda coś do tego tortu. Ekipa nr 11 musi przynieść więcej, niż wyniosą koszty, jakie poniesie reszta stawki. Narodowość zespołu, jak mówił Fred, nie ma znaczenia. Od dawna mamy amerykański zespół. Jeśli jakaś aplikacja zademonstruje, że ekspansja przyniesie korzyści, to będziemy mogli jedynie powitać takich ludzi.