Podczas minionych zawodów na torze Suzuka byliśmy świadkami kolejnej odsłony pojedynku pomiędzy kierowcami Mercedesa, którzy zaliczyli kilka twardych starć.

W końcówce wyścigu, kiedy czarne bolidy próbowały uciec przed jednym czerwonym i sprytnie zarządzać systemem DRS, sytuacja pomiędzy nimi zrobiła się na tyle zacięta, iż według informacji przekazanej przez Auto Motor und Sport do gry musiał wkroczyć sam Toto Wolff. Nieobecny w Japonii Austriak dostał możliwość dokładnego śledzenia wydarzeń zdalnie. Z raportu Michaela Schmidta wynika, że to właśnie sam szef przekazał polecenie, by George Russell przepuścił Lewisa Hamiltona. 

Tuż po wykonaniu stosownej zamiany miejsc siedmiokrotny mistrz świata został poproszony o kontrolowanie tempa w taki sposób, aby jego partner z ekipy mógł otwierać tylne skrzydło w obronie przed intensywnymi atakami ze strony Carlosa Sainza. Finalnie plan udało się zrealizować tylko częściowo, gdyż Hiszpan zdołał przedzielić duet reprezentantów stajni z Brackley. 

Hamilton w trakcie spotkania z mediami otwarcie przyznał, iż nie był zadowolony z takiego postępowania, gdyż w jego opinii polecenie dotyczące podmiany pozycji zostało wydane bardzo opieszale.

- Powinniśmy byli zamienić się miejscami wcześniej, dzięki czemu mógłbym wyprzedzić oba bolidy Ferrari i wygenerować sobie nad nimi odpowiednią przewagę - twierdził Lewis. - George podczas walki ze mną mocno zużył swoje opony, co mocno skomplikowało sytuację. Fakt jest taki, że nie walczymy ze sobą wewnątrz zespołu. Dla nas jako kierowców nie jest ważne, gdzie jesteśmy. W tym przypadku kluczowe było, aby jeden z nas ukończył wyścig przed Ferrari i utrzymał pozycję w mistrzostwach konstruktorów. Dzisiaj naprawdę musieliśmy działać zespołowo. 

Sam zainteresowany skomentował również polecenie, aby nie odjeżdżać od Russella na dystans większy niż jedna sekunda. -  Nie uważam, aby był to dobry pomysł. W momencie, kiedy mi to zasugerowali, wiedziałem, że chcieli powtórzyć plan z ostatniego wyścigu, ale w tym przypadku nie miało to sensu. W tamtym momencie musiałem po prostu jak najszybciej uciec.

- Byłem wtedy z przodu z przewagą około dwóch sekund i wówczas zostałem poproszony, aby dać George’owi DRS, przez co musiałem zdjąć nogę z gazu na prostej. Nie dało to jednak żadnego efektu, ponieważ Sainz zdołał go wyprzedzić i następnie znalazł się tuż za mną, co nie było komfortowe. 

W odpowiedzi głos w tej sprawie zabrał także szef komunikacji Mercedesa, Bradley Lord, który razem z Andrew Shovlinem zarządzał ekipą na miejscu.

- Start wyścigu nie ułożył się po naszej myśli, ponieważ już na samym początku Lewis zaliczył kontakt z Perezem - ocenił Lord. - Straciliśmy przez to pozycję i zostaliśmy w tyle z samochodem, który zachowuje się na skrajne sposoby, ale ostatecznie nasza strategia zadziałała i mogliśmy walczyć z Ferrari. 

- Taki rozwój sytuacji postawił nas oczywiście w nieco trudniejszym położeniu. Od tego momentu weszliśmy w tryb nadrabiania strat, dlatego postanowiliśmy rozdzielić nasze strategie. Cały czas zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy potencjał do walki i że być może będzie wymagało to od nas dobrego zarządzania na torze w dalszej części przejazdów. Obaj nasi kierowcy ścigali się dzisiaj bardzo trudnym samochodem, co odzwierciedlała ich korespondencja radiowa. Mimo to przez cały czas naciskali do granicy możliwości.