Inauguracja sezonu za nami. Weekend w Bahrajnie przyniósł nam naprawdę wiele emocji i kontrowersji, dlatego też było kogo wyróżnić. Wracamy z Wygranymi i Przegranymi!
Wygrani
Lewis Hamilton i Mercedes
W poprzednim sezonie nie miałem w zwyczaju, aby wśród Wygranych nie umieszczać zwycięzcy całego Grand Prix. Tak również dzieje się teraz, bowiem Hamilton jak i cały Mercedes zasłużyli na pochwałę. Brytyjczyk na ostatnich okrążeniach dzielnie bronił się przed Maxem Verstappenem, choć nie obyło się bez kwasu, natomiast zespół z Brackley strategicznie przechytrzył Red Bulla.
Chciałbym jednak w tym miejscu zaznaczyć, że ekipę Mercedesa wśród Wygranych, obok 7-krotnego mistrza świata, osadziłem właśnie za to, że w dużej mierze ich taktyka pomogła stanąć Lewisowi na najwyższym stopniu podium. Dodatkowo, oprócz 25 punktów, "Czarne Strzały" dopisały na swoje konto w klasyfikacji konstruktorów kolejne 16, co oznacza, iż na podium stał ich drugi zawodnik, Valtteri Bottas, który dołożył jeszcze najszybsze kółko w wyścigu.
No właśnie, nie bez powodu zaakcentowałem postawę teamu Toto Wolffa pod względem strategii, ponieważ podczas ostatnich dni na torze Sakhir okazało się, że Mercedes ma problem. I to nie jest tak, jak w poprzednich latach, że ponarzekali, a koniec konców zmietli stawkę, tylko rzeczywiście Verstappen był od nich szybszy. Nie chcę tutaj wprost mówić, że w tym sezonie będziemy oglądać równą walkę o tytuł mistrzowski, ale Grand Prix Bahrajnu dało nam - kibicom - podstawy, abyśmy choć przez chwilę mogli uwierzyć w taki scenariusz.
Sergio Perez
Nie ukrywam, że "Checo" to mój ulubieniec w stawce Formuły 1, ale nie widzę także podstaw, jakoby miało go zabraknąć wśród Wygranych, gdyż pokazał się ze świetnej strony w trakcie niedzielnych zmagań. Oczywiście, nie zaczęło się to dobrze, bowiem w sobotnich kwalifikacjach oczekiwaliśmy od Meksykanina czegoś więcej, niż 11. pozycja, lecz mam wrażenie, że Red Bull wpuścił go trochę w maliny, puszczając go na oponach pośrednich w Q2. Sam Perez mówił i po testach, i po piątkowych treningach, że jeszcze nie do końca czuje się w RB16B jak u siebie.
Jednak po okrążeniu pomiarowym chyba sam 31-latek i wszyscy jego fani wzięliby w ciemno to 11. pole startowe. Nie dość, że awaria sprzętu oraz konieczność rozpoczęcia rywalizacji z alej serwisowej, to proszę sobie wyobrazić, co musiało się dziać wtedy w głowie zwycięzcy Grand Prix Bahrajnu sprzed roku. Z pewnością takie problemy z samochodem nie ułatwiają, a tym bardziej, gdy debiutuje się w drużynie z TOP-u, a żeby właśnie w takiej otrzymać szansę, "Checo" naczekał się długo... Oj długo...
Ale przejdźmy do samego wyścigu. W nim meksykański kierowca zaprezentował się wspaniale, zaczynając zawody z ostatniej pozycji, a linię mety przejeżdżając jako 5. Otrzymał też tytuł Driver Of The Day - zasłużenie. Red Bull musiał chwilę poczekać na zawodnika, który pomógłby Verstappenowi nawiązać równą walkę z Mercedesem (był Pierre Gasly, był Alexander Albon...) i wygląda na to, że Perez takim będzie. Trzymam kciuki!
Yuki Tsunoda
Taki początek w królowej sportów motorowych, jaki zaliczył ten młodzieniec, chciałaby mieć większość debiutantów. Może i czasówka nie poszła po myśli Japończyka, o czym sam mówił, tak podczas Grand Prix po cichu wspinał się coraz wyżej, aż zakończył zmagania na znakomitej, 9. lokacie, inkasując tym samym 2 "oczka" do "generalki" w swoim powitalnym występie w Formule 1.
Wspomniałem, że Tsunoda nie był zadowolony ze swojego występu w kwalifikacjach. - Jestem trochę rozczarowany, szczerze mówiąc - przyznawał w sobotę. I tu znowu pojawia się dokładnie ta sama kwestia, o jakiej pisałem nieco wyżej w przypadku Pereza. Najmłodszy kierowca w stawce w Q2 również wyjechał na mieszance z żółtym paskiem i uplasował się na 13. miejscu. Kto wie, jakby się to potoczyło, gdyby Japończyk pojawił się wtedy na torze w miękkiej mieszance.
W każdym razie wyścig był wspaniałym zwieńczeniem pierwszego weekendu dla 20-latka w elicie i on sam w przyszłość może patrzeć tylko optymistycznie, ponieważ jego zespół - AlphaTauri - robi wielkie postępy i naprawdę Tsunoda ma czym jeździć, bo ten sprzęt pozwala mu regularnie walczyć i powiększać swój dorobek punktowy, a on sam ma wielki talent.
Przegrani
Sebastian Vettel
Z pewnością nie tak swój początek w barwach Aston Martina wyobrażał sobie Niemiec. Wydaje się jednak, że problemy 4-krotnego mistrza świata nie zaczęły się w trakcie tego weekendu, a wcześniej. W trakcie przedsezonowych testów w Bahrajnie ekipa Lawrence'a Strolla przejechała bardzo małą liczbę okrążeń, bo zaledwie 314. Mniej od teamu z Silverstone miał jedynie Mercedes - 304, podczas gdy najwięcej wykręciły Alfa Romeo oraz AlphaTauri, bowiem aż 422. Duża rozbieżność.
Z kolei sam miniony weekend dla Vettela także nie był udany, co znów podkreślam. Czasówka do zapomnienia dla niego i drużyny albo do wyciągnięcia wniosków. O czymś musi świadczyć fakt, że kierowca pochodzący z Heppenheim nie zdołał awansować do drugiej części kwalifikacji, mimo że - pokonując kółko pomiarowe - nie zwolnił, kiedy żółte flagi nakazywały mu taki manewr.
Od testów, przez eliminacje, dochodzimy do deseru, czyli Grand Prix, w którym to właśnie za karę Niemiec został przed startem przesunięty na koniec stawki. Wyścig nie poszedł po jego myśli, bo nie dość, że zakończył go daleko, daleko w tyle, bo dopiero na 15. pozycji, to nie uniknął incydentu, wjeżdżając w tył auta Alpine, którym kierował Esteban Ocon, za co zresztą Vettel został ukarany 10-sekundową karą i 2 punktami karnymi, których w rozliczeniu całego weekendu zgromadził aż 5. Niefajnie to się zaczęło.
Nikita Mazepin
Jeden debiutant - wymieniany i chwalony wyżej Tsunoda - poradził sobie bardzo dobrze w Bahrajnie, natomiast inny - Nikita Mazespin Mazepin - zdecydowaaaaanie gorzej. Zresztą, Rosjanin w superlatywach nie dał o sobie znać jeszcze dużo wcześniej, kiedy na jego mediach społecznościowych, a dokładniej na Instagramie, pojawił się niezbyt fajny filmik, który - delikatnie mówiąc - nie spodobał się fanom Formuły 1. Pamiętamy, o co chodzi...
Przejdźmy jednak do wyczynów 22-latka z toru, bo przecież z tego jest się najbardziej rozliczanym. A na Sakhirze znów, delikatnie mówiąc, Mazespin (ech... wybaczcie, jest nowy i trudno mi zapamiętać) Mazepin również się nie popisał. Zaczęło się od przygody w 1. treningu, później były dwa spiny w trakcie czasówki, choć jeden nie z jego winy, a zakończyło się na wręcz "fenomenalnym" występie w wyścigu. Cytując wybitnego polskiego komentatora, Włodzimierza Szaranowicza: "ON JEST SZALOOONY!".
Składając już mój grill, warto jednak zaznaczyć, że tegoroczna konstrukcja Haasa do najmocniejszych nie należy. Ba, "najmocniejszych" to zdecydowanie za dużo powiedziane, ponieważ ten bolid jest po prostu fatalny, gorszy od tego - choć robiącego postępy - Williamsa. A jak wiemy, w Formule 1, którą kochamy, bardzo dużo zależy od tego, w czym się siedzi.
Bartkowie
Teraz będzie krótko, ale czas na prawdziwą wisienkę na torcie, deser, gwóźdź programu, a raczej tekstu! Chyba nikt podczas tego weekendu nie ucierpiał tak bardzo, jak Bartkowie. Kto by pomyślał, że życie napisze taki scenariusz? Z pewnością w 2019 roku takiego obrotu spraw nie spodziewali się bohaterowie tego fragmentu, godząc się na zakład.
A jednak! Fernando wrócił, choć trochę to potrwało. Poczekamy też chwilę, zanim zarost Bartków znów pojawi się na ich twarzach.