Wokół nowego kasku Charlesa Leclerca, oddającego hołd Gilles’owi Villeneuve’owi, zrobiło się niemałe zamieszanie, które na szczęście dobiegło już końca. Nie będzie jednak przesadą powiedzenie, że uhonorowanie przez Monakijczyka legendarnego kierowcy było przez pewien czas zagrożone.
Przed weekendem w Kanadzie lider Scuderii zapowiedział, że podczas wizyty w Montrealu zamierza uczcić ikonicznego zawodnika z Kraju Klonowego Liścia specjalnym malowaniem kasku, mającym nawiązywać do oryginalnych barw, charakterystycznych dla Villeneuve’a.
Nie był to zresztą, na marginesie mówiąc, pierwszy raz, gdy Leclerc oddawał mu hołd. Taki sam charakter miała jego przejażdżka po torze Fiorano bolidem Kanadyjczyka rok temu, kiedy przypadała 40. rocznica jego śmiertelnego wypadku na belgijskim Zolder.
Specjalny kask Charlesa nie powinien więc być dla nikogo zaskoczeniem, ale jak się okazało, był nim dla rodziny Villeneuve’ów, która o zamiarze kierowcy nie została poinformowana. Jako pierwszy uwagę na to zwrócił Jacques Villeneuve, obecny na torze imienia swojego ojca w roli eksperta telewizyjnego.
Z tego powodu podczas drugiego treningu zawodnik nr 16 wyjechał z garażu w swoim standardowym malowaniu. Sprawą zainteresował się Ted Kravitz, który na antenie Sky Sports F1 przed rozpoczęciem FP3 przekazał, że z jego informacji wynika, iż rodzina nie była zadowolona z obecności logo Ferrari i innych sponsorów na kasku, bowiem zarówno ta kwestia, jak i wykorzystanie motywu kasku Gillesa w ogóle, powinna zostać wcześniej przedyskutowana.
Wynika to z faktu, że ów motyw jest zastrzeżonym znakiem towarowym, stąd ewentualne problemy ze sponsorami włoskiej stajni, którzy mogliby zostać z nim powiązani. Prawami do wizerunku legendy F1 zajmuje się w imieniu całej rodziny Melanie Villeneuve, siostra Jacquesa. To do niej w piątkowe popołudnie, podobnie jak do JV, zadzwonił Leclerc z przeprosinami za brak konsultacji z rodziną w sprawie swoich zamiarów.
W sobotę ona i jej matka, Joann, pojawiły się na torze osobiście na zaproszenie Ferrari i udzieliły Leclercowi zgody na jazdę we wcześniej zaprezentowanym kasku, który – jak donosił Motorsport.com – uznały za ładny hołd.
Pozytywne wrażenia ze spotkania miał także sam Charles, który podczas rozmowy z mediami potwierdził, że wszelkie wątpliwości zostały już rozwiane.
– To był zdecydowanie miły moment – mówił, odnosząc się do samego spotkania. – Chciałem oddać ten hołd w dobrej wierze, ponieważ on [Gilles Villeneuve] jest legendą Formuły 1 oraz Scuderii Ferrari. Dobrze było się z nimi spotkać. Teraz wszystko jest już w porządku.
Grzmiący ton wybrał natomiast mistrz świata z 1997 roku, wyraźnie niezadowolony z wcześniejszego zachowania kierowcy Ferrari.
– To była wielka niespodzianka, zobaczyć ten kask wczoraj [w piątek], ponieważ nikt nie skontaktował się z rodziną. Głównie moja matka i siostra są w to zaangażowane. To był ogromny szok – opowiadał Villeneuve dla Motorsport.com.
Leclerc z rodziną patrona obiektu w Montrealu (fot. Ferrari)
– Gdy Lewis [Hamilton] nosił kask Ayrtona Senny, wtedy rodzina była w to włączona, co było oczywiste, bowiem to nie jest coś, co możesz zrobić ot tak. Rozmawiałem z Charlesem i powiedział: „Przepraszam, nie pomyślałem o tym”. Potem chyba rozmawiał z moją siostrą i wszystko wydaje się być już ok.
Dalej kanadyjski autor wielu kontrowersyjnych opinii dokładniej opisał, na czym polegał problem wokół kasku Leclerca.
– Chodzi tu wyłącznie o sposób działania. Najpierw powinieneś porozmawiać z ludzi, którzy są z tym związani. To wszystko. To nie jest duży problem, ale zostało to zrobione bez naszej wiedzy, co bardzo nas zaskoczyło.
– Ludzie nie zdają sobie sprawy, że trzeba myśleć o znakach towarowych. Jeśli weźmiesz markę i powiążesz ją z czymkolwiek, to będziesz miał jej prawników na karku. Tu jest nieco inaczej. Ale teraz masz zdjęcie kasku mojego ojca ze sponsorami powiązanymi z tym kaskiem, co nie powinno mieć miejsca. To pewna szara strefa. Właśnie dlatego zawsze należy najpierw wszystko sprawdzić i przedyskutować, aby zrobić to we właściwy sposób.
Bardzo podobne wyjaśnienia pojawiły się także na Instagramie. Ich celem było odniesienie się do agresywnie nastawionych kibiców. Jacques nazwał ich „ludźmi, którzy poczuli potrzebę obrażania mnie i mojej rodziny”.
– Na szczęście wszystko się wyjaśniło, ale wolelibyśmy odbyć takie dyskusje przed weekendem, co oddałoby szacunek i byłoby profesjonalne. Niestety jednak incydent został rozdmuchany i przerodził się w niepotrzebne kontrowersje.