Lando Norris nie ugiął się pod presją Oscara Piastriego i wygrał wyścig F1 w Austrii, choć musiał pokonać kolegę z McLarena w bezpośredniej walce koło w koło. Podium uzupełnił Charles Leclerc, a pecha miał Max Verstappen, który został wykluczony już po trzech zakrętach z powodu szalonego ataku Kimiego Antonellego.
Oceny kierowców są już OTWARTE.
Norris nie miał dziś łatwego zadania. Choć dobrze rozegrał start i ładnie zamknął Leclerca, to w ten sposób ułatwił przebicie się Piastriemu, który w pierwszej fazie mógł trzymać się lidera, korzystając z zasięgu DRS. To zgotowało nam świetne otwarcie zmagań, bo Australijczyk po paru kółkach zabrał się za atakowanie.
Piastri miał łącznie jakieś trzy niezłe okazje. Jedna z nich skończyła się wyprzedzeniem Norrisa w zakręcie nr 3, a w zasadzie jeszcze na dojeździe do tej sekcji. To pozwoliło, aby Lando pojechał szerzej na wejściu i mocno ściął do krawężnika, wyprowadzając skuteczną kontrę przed T4. Następnie, w drugim sektorze, odgryźć chciał się Oscar, ale ta próba była już nieskuteczna.
Późniejsze ataki lidera mistrzostw były już bardziej strategiczne. Zdarzyło mu się nawet odpuścić w T1 i T3, aby mieć większą szansę w T4, lecz Lando był dziś mocny w defensywie. Ofensywa Piastriego mogła pozostawić to i owo do życzenia, szczególnie gdy właśnie w „czwórce” chciał zaskoczyć kolegę nurkowaniem i przyblokował koło, przez co prawie spowodował kolizję.
Ta sytuacja zamknęła bezpośrednią walkę, bo następne były już pit stopy, po których panowie nieco się rozjechali, choć ciągle nie byli daleko i musieli oglądać się na siebie. Po drugich zjazdach pewną rolę odegrał jeszcze tłok, na którym zyskiwał szybszy Piastri, aczkolwiek finalnie nie doszło już do ataków i to Norris wjechał na metę jako pierwszy.
Nikt inny nie był dziś w grze o triumf. Drugą siłą wyścigu zdecydowanie okazały się bolidy Ferrari, które co prawda straciły 19 i 29 sekund do McLarenów, ale Leclerca i Hamiltona pocieszać mogło to, że Russell był aż minutę z tyłu. Niestety brak Verstappena z przodu utrudnia ocenienie, jak dobre było tempo SF-25.
Wspomniany Russell przejechał wyścig, który jest powrotem na ziemię po Kanadzie. Jego przewaga nad szóstym Lawsonem to tylko kilka sekund, co pokazuje, że Mercedes był bliżej prowadzenia środka stawki, zamiast bicia się z przodu.
Mimo tego tytuł tzw. najlepszego z reszty i tak należy się Lawsonowi, który - podobnie jak siódmy Alonso - przejechał wyścig na jeden pit stop. Nie była to popularna taktyka, lecz zadziałała i zapewniła sporą zdobycz obu kierowcom, którzy w tym roku mieli w trakcie niedziel sporo trudności czy pecha.
Bohaterem dnia został Bortoleto, który dowiózł P8 po paru ciekawych pojedynkach. Co prawda mogło to być P7, ale Brazylijczyk musiał jeszcze odebrać lekcję defensywy od swojego przełożonego, którym oczywiście jest Alonso. Mimo przegrania tego starcia Gabriel dobrze zwieńczył weekend niewychodzenia z top 10. Co więcej, Sauber dorzucił do tego P9 Hulkenberga, który startował z końca stawki.
Punktowaną dziesiątkę zamknął Ocon, a gorzkie P11 przypadło drugiemu Haassowi, którego prowadził Bearman. Słabiej niż zwykle spisał się Hadjar. Mimo startu z top 10 gorszy był też Gasly, który narzekał na to, że jego bolid pragnie obrócić się praktycznie w każdym zakręcie.
Do antybohaterów dnia, poza Antonellim i jego szalonym atakiem na Verstappena, można zaliczyć Colapinto i Tsunodę. Franco w absurdalny sposób zepchnął Piastriego na trawę, gdy ten go dublował, a Tsunoda spowodował klasyczną kolizję w zakręcie nr 4, na szczęście bez większych szkód.
Do wyścigu nie wystartował Sainz. Jego Williams dosłownie nie chciał ruszyć na okrążenie rozgrzewkowe, a gdy już to zrobił, to... zaczął się palić w alei serwisowej. Awarię, której powodów jeszcze nie znamy, miał także Albon.
Ładowanie danych