George Russell zwyciężył w GP Singapuru 2025, wyprzedzając Maxa Verstappena oraz Lando Norrisa. McLaren przypieczętował mistrzostwo świata konstruktorów F1, choć stało się to w napiętej atmosferze. Dwa pomarańczowe bolidy zderzyły się tuż po starcie, co wywołało spore niezadowolenie Oscara Piastriego.

 

Oceny kierowców są już OTWARTE.

 

Mimo opadów, które nadeszły przed wyścigiem, zawody rozpoczęły się na suchym torze. To właśnie start był najbardziej emocjonującym momentem tej niekoniecznie porywającej niedzieli.

Russell otworzył doskonale, a będący Verstappen na brudnej stronie nie mógł mu zagrozić mimo postawienia na softy, a nie mediumy. Brytyjczyk miał przed sobą pewne zwycięstwo. Przez moment po pit stopach gonił go Holender, ale nie miał na tyle tempa, aby rzucić mu prawdziwe wyzwanie. Sam zresztą musiał zmagać się z bolidem, na który wyjątkowo dziś narzekał. 

Dalej było ciekawiej, niestety tylko przez chwilkę. To właśnie McLareny zapewniły nam drobne fajerwerki po starcie. Norris ruszył lepiej i miał wewnętrzną przez całą sekcję 1-3, gdzie z agresją podszedł do Piastriego. W pewnym momencie agresji zrobiło się jednak za dużo, gdyż Lando kiepsko wyhamował przed T3, stuknął Verstappena i poleciał w stronę Oscara. Z perspektywy Australijczyka był to stosunkowo mocny kontakt, co potwierdzały jego regularne radiowe frustracje, ale stajnia z Woking powstrzymała się od papajowych interwencji i mogła skupić się na mrożeniu szampana za przypieczętowane wreszcie mistrzostwo konstruktorów.

Topowa czwórka dojechała na takich pozycjach, jakie zajęła w pierwszej fazie, a piątkę domknął Antonelli, który początkowo był za Leclerciem. Norris próbował za to jeszcze postawić się Verstappenowi, a raz zrównał się nim w strefie hamowania, lecz nigdy nie ustawił się na tyle dobrze, aby atak mógł się udać. Piastri jechał ciut wolniej i mógł liczyć wyłącznie na to, że z przodu ktoś przesadzi lub będzie mieć pecha.

Miejsca 6-7 przypadły kierowcom Ferrari. Hamilton miał interesującą strategię i założył softy pod koniec, aby spróbować czegoś innego. Dzięki temu był naprawdę konkurencyjny i wykręcił najszybsze kółko, aczkolwiek pod sam koniec zepsuły mu się hamulce. Siedmiokrotny mistrz ledwo utrzymywał się na torze, który kilka razy opuścił, za co może jeszcze czekać go kara. Pod sam koniec w pogoń za nim rzucił się heros dnia, Alonso, ale zabrakło mu kilku dziesiątych.

Fernando był ozdobą wyścigu na Marina Bay. Udało mu się powalczyć na torze, błysnąć w komunikacji radiowej i nadrobić straty po wolnym pit stopie. Hiszpan sam przydzielił sobie wspominany tytuł herosa, a kibice wybrali go zawodnikiem dnia. 

Małe punkty zdobyli też Bearman i Sainz, choć mieli w tym nieco szczęścia. Zapewne większe wyzwanie rzuciłby im Hadjar (P11), gdyby nie jego problemy z silnikiem i utrata 0,3-0,4 sekundy na okrążeniu. Bearman po starcie miał zresztą kontakt z Francuzem i musiał uciekać poza tor, a Sainz po wczorajszej dyskwalifikacji ruszał z daleka i mógł jedynie przeciągnąć pit stop. Zrobił to w ekstremalnym wydaniu, co popłaciło.

Reszta stawki nie była już w grze o nic więcej, ale mieszała się jako tako z przodu, gdy liderzy wykonywali dublowanie. Przy problemach z bolidem było to niełatwe dla Verstappena, choć finalnie obyło się bez dramatów.

W trakcie wyścigu nie zobaczyliśmy samochodu bezpieczeństwa, a żółte flagi, w przeciwieństwie do zeszłorocznej absencji, pojawiały się tylko na moment. Do mety dojechało 20 bolidów.

Ładowanie danych