Po Grand Prix Australii za nami już pierwsza część pozaeuropejskiego kalendarza Formuły 2, która kolejny raz dostarcza nam ciekawych wyścigów.
Oglądając F2, zawsze naturalnie oceniamy kierowców pod kątem ich szans na F1 i tego, czy już są gotowi do awansu na najwyższy poziom. Niestety często wyniki sportowe nie idą w parze ze znacznym zwiększeniem prawdopodobieństwa trafienia do królowej motorsportu.
Od 2019 roku jedynym mistrzem F2, który od razu po zdobyciu tytułu przeszedł do Formuły 1, był Mick Schumacher. Pomimo tego bycie najlepszym na zapleczu zawsze daje jakąkolwiek medialność, a dla chociażby Drugovicha było szansą na załapanie się do programu Astona Martina.
Dziś skupimy się na tych, którzy dzięki bardzo dobrym rezultatom włączyli się do gry o mistrzostwo, a także tych kierowcach, którzy mieli walczyć o bycie najlepszym, ale z różnych powodów muszą teraz gonić resztę stawki.
fot. Sauber
Zane Maloney
Reprezentant Barbadosu to jedno z największych zaskoczeń pierwszych trzech rund. O ile 20-latek od kilku lat pokazuje, że ma wysoko zawieszony sufit, o tyle miewał bardzo duże problemy z regularnością, co pokazał rok temu w F2. Głównie przez to i niską wiedzę techniczną Barbadoszczyk stracił miejsce w programie juniorskim Red Bulla.
Zane rok temu aż 18 razy nie ukończył wyścigu w punktach, a pomimo tego udało mu się urwać cztery podia i z dużą przewagą zamknąć top 10 klasyfikacji generalnej. Również w F3 w sezonie wicemistrzowskim w pierwszych ośmiu wyścigach miał raptem 19 oczek, a w kolejnych dziesięciu dołożył ich 115.
Teraz kierowcę akademii Saubera ponownie poznajemy z najlepszej możliwej strony. W Bahrajnie zdobył dublet, wygrywając sprint i wyścig główny, a dzięki solidnej rundzie w Dżuddzie i podium w Australii ma 15 punktów przewagi nad drugim Paulem Aronem.
Maloney wygląda fantastycznie i jeżeli będzie w stanie utrzymać podobną formę na długości całego sezonu, to wyrośnie na głównego kandydata do wygrania najważniejszej serii juniorskiej. Kto wie, czy nawet przy słabszej formie Pourchaire'a w Japonii (Super Formuła) to on, nowy nabytek, nie wskoczyłby do roli faworyta do ewentualnego zajęcia miejsca po kimś z duetu Zhou/Bottas.
fot. Hitech Grand Prix
Paul Aron
W przypadku Maloneya pisałem, że jest to jedna z największych niespodzianek, bowiem największą jest to, jak spisuje się Paul Aron. Kierowca Hitecha jest najlepiej punktującym debiutantem w tym roku i wiceliderem klasyfikacji generalnej pomimo tego, że mało kto obstawiał go nawet w top 10.
Aron to dość dziwny przypadek. Junior, który zawsze jest bardzo solidny i szybko dostarcza konkurencyjne wyniki, ale robi to tak cicho, że nigdy nie powstał wokół niego hype. Nawet w zeszłym roku pomimo zdobycia P3 w klasyfikacji generalnej F2 Mercedes bez większego żalu wypuścił go ze swoich struktur.
Historia zatacza koło, bowiem Paul trafił do Hitecha, którego kierowcy z reguły ciułają niskie punkty, a robi w nim wyniki ponad stan i znów nikt o nim nie mówi. Aron do tej pory z każdego weekendu wywiózł podium, a nad czwartym Isackiem Hadjarem ma już 13 punktów zapasu.
Szkoda, że Paul nie ma większego wsparcia od jednej z ekip F1, bo ponownie udowadnia, że tkwi w nim potencjał na przynajmniej solidnego rzemieślnika, a jego tempo adaptacji do nowych maszyn na każdym szczeblu jest czymś godnym podziwu.
fot. MP Motorsport
Dennis Hauger
Podium klasyfikacji generalnej zamyka Dennis Hauger. Norweg jeździ już trzeci sezon w Formule 2 i choć nie jest wielkim talentem, to po takim czasie wyniki w końcu musiały przyjść.
Sam Dennis może czuć lekki niedosyt swoją postawą, bowiem złe zarządzanie oponami w wyścigu głównym w Bahrajnie i rozbicie bolidu w Australii mocno utrudniły mu walkę o mistrzostwo. Teraz traci już 21 oczek do liderującego Maloneya.
Pod względem tempa u byłego wychowanka Red Bulla wszystko się zgadza i jeżeli zacznie dojeżdżać na odpowiednim poziomie, to za chwilę może być poważnym zagrożeniem dla Zane’a w walce o tytuł. Mimo wszystko prędzej wierzę w to, że Hauger na koniec roku będzie wyżej w generalce od Arona.
fot. Campos Racing
Isack Hadjar
Francuz po bardzo słabej ubiegłorocznej kampanii wraca na swój optymalny poziom i podobnie jak Hauger może czuć się sfrustrowany tym, że ma tak dużą stratę do lidera klasyfikacji generalnej.
Hadjar znów pokazuje, że gdy ma dzień, potrafi być najszybszym zawodnikiem w stawce, ale jednocześnie błędy i duża ilość pecha mocno utrudniają jego marsz po tytuł. W Bahrajnie pomimo tego, że w sprincie był na P4, z lepszym zarządzaniem oponami mógłby załapać się na podium, a w wyścigu głównym przedwcześnie zakończył jazdę przez błąd... Bortoleto.
Arabia? Podwójny DNF przez awarie, gdzie ponownie prędkość pozwalała mu na zdobycie wysokich punktów. Nawet w Australii dwukrotnie do mety dojechał pierwszy, ale przez gapiostwo na starcie zgarnął karę 10 sekund, która go zrzuciła w sprincie z P1 na P6.
Takie straty mogą na samym końcu zaboleć Hadjara, który do tej pory realnie wypuścił najwięcej oczek z całej stawki. Zgubienie 28 punktów nie oddaje tego, jak blisko Maloneya jest na torze.
fot. ART Grand Prix
Victor Martins
Francuz portugalskiego pochodzenia to zawodnik najbardziej marnujący swój potencjał z tegorocznej stawki F2. Aż trudno znaleźć mi słowa na postawę Victora, która z weekendu na weekend załamuje mocniej, podobnie jak na proste błędy, które wychowanek Alpine popełnia na torze.
Jego głowa zupełnie nie dojeżdża do umiejętności i momentami można odnieść wrażenie, że nawet w lokalnej lidze kartingowej Martins byłby w stanie wywinąć coś, po czym byśmy załamali ręce.
Drugoroczniak, który był jednym z dwóch głównych kandydatów do tytułu, ma na koncie tylko 6 punktów, a przed nim w klasyfikacji znajdują się takie ananasy jak Villagomez czy Amaury Cordell.
Jedynym momentem, w którym Martins pokazał swój potencjał, był sprint w Melbourne, gdzie przebił się z P21 na P7, zaliczając przy tym kilka bardzo dobrych manewrów. Jest z czego wracać i być może kierowca ART wykorzystał już swój margines błędu na cały sezon.
fot. Prema Team
Ollie Bearman
Kierowcy programu Ferrari chyba nie jest najzwyczajniej dane sięgnąć po tytuł Formuły 2. Bearman po trzech rundach - a w zasadzie dla niego dwóch - ma tylko 2 punkty w swoim dorobku. Odbicie się po takiej passie do walki o mistrzostwo byłoby czymś spektakularnym.
W Bahrajnie, jak co roku, Prema nie premowała i choć sam Ollie po kuriozalnym kontakcie z Cordeelem wyłączył się z walki o top 10 w wyścigu głównym, to P10 przy fatalnym tempie ekipy wyglądało na maksimum do wyciśnięcia.
Wydawało się, że lepiej będzie w Dżuddzie, w której zdobył pole position, ale po wycięciu wyrostka robaczkowego u Carlosa Sainza dostał życiową szansę od Ferrari i musiał opuścić resztę weekendu wyścigowego. Ponownie zero na koncie w Formule 2, choć po debiucie w F1 to uczciwa cena.
Przełamać się udało w Australii, ale i na Albert Park był bardzo pechowy. W kwalifikacjach dwukrotnie jego szybkie próby były w końcówce przerywane, najpierw przez czerwoną, a później żółtą flagę. Ostatecznie jego najlepszy wynik, który wykręcił w połowie sesji, dał mu odległe 16. miejsce.
Ostatecznie Olliemu udało się w bólach w wyścigu głównym przepchnąć dwa punkty, które są jednymi w jego dotychczasowym dorobku. Ponownie wyniki nie oddają w pełni tegorocznej formy Bearmana, który pewnie w normalnych okolicznościach kręciłby się chociaż w top 5 i to nawet przy założeniu, że w Bahrajnie zespół nie wstrzela się z ustawieniami.
Teraz Brytyjczyk musi walczyć o to, aby przez resztę roku dowozić na tyle solidne rezultaty, a ostatecznie dać Haasowi i Ferrari powód do znalezienia dla niego miejsca w amerykańskiej stajni, z którą w tym roku odbędzie aż sześć treningów. Choć według wielu pewnie już dał.